marysia550 pisze:Jednak nie wydaje mi się, że zamknięcie kota (pomijam te rasowe, które od wielu pokoleń nie żyły na wolności) jest jego uszczęśliwianiem.
Tu nie chodzi o szczęście, ale o życie.Mieszkam w bloku, przy ruchliwej ulicy i koty nie będą wychodzić, nie ma mowy.Mają duży, zabezpieczony siatką balkon i to im musi wystarczyć.Moim tymczasom szukam zwykle domków nie wychodzących.Nigdy nie mieszkałam w domu, ale nie wyobrażam sobie, że mieszkając w domu z ogrodem, w bezpiecznej okolicy kot byłby zamknięty.Kastracja na pewno ogranicza włóczęgostwo wśród kocurów, ale nie zawsze.Wszystko zależy od kota.Moi znajomi mają ogromny dom z ogrodem i kota, który boi się wychodzić na zewnątrz.Drzwi mogą być otwarte, a on wtedy ucieka w głąb domu.Nektar z kolei potrafi pokonać każde ogrodzenie.Mieszka w bezpiecznej okolicy, ale włóczy się, jeśli uda mu się zwiać.Pokonuje odległą o kilka kilometrów dwupasmówkę, tory kolejowe...itd.Cud, że żyje po takich przygodach.Dakar mieszka pod Warszawą, był nie wychodzący, ale okazało się, że trzyma się podwórka, nawet do bramki, czy ogrodzenia nie podchodzi i wolno mu korzystać z wolności.Brenda ma domek w Warszawie, z zabezpieczonym balkonem, ale weekendy i wakacje spędza na wsi, na "ranczo" jak określa jej Duża.Absolutna dzicz, Brenda i jej kocia koleżanka nie mogą się doczekać wyjazdów tamże.Było jednak tak, że najpierw smycz, przyzwyczajenie kotów do wychodzenia, obróżki z adresówką..itd.JoasiaS.ma zabezpieczony balkon, koty nie wychodzące, ale koty wyjeżdżają z nimi na działkę i spacerują z nimi po lesie.Nie jest więc tak, że akceptujemy tylko domki nie wychodzące, ale pod pewnymi warunkami.