Spotkałam dzisiaj pewnego kota, którego widywałam czasem w ogrodzie na sąsiedniej posesji gdy jeszcze karmiłam tam koty. Przebywa teraz kilka posesji dalej, tam dokarmia koty mocno starsza pani. Wiem od niej, że kotek chorował, nawet zorganizowałam wizytę weterynarza w piwnicy, w której wtedy był, ale się w końcu nie odbyła, nie istotne w tej chwili dlaczego.
Kocina jak na bezdomnego dość dobrze wyglądał. Ja zawsze znajome koty zaczepiam i rozmawiam z nimi. Tak też było i dzisiaj. Zapytałam go " Pikasiu, co ty tu robisz? Dlaczego siedzisz tu na ulicy?" (Nazywa się Picasso, jest biało czarny, taki pop-art) Natychmiast się zatrzymał, usiadł i słodko mrużył do mnie oczki. Od razu przypomniały mi się moje poszukiwania Ogryni, gdy większość kotów (których nigdy przedtem nie widziałam) w podobnych okolicznościach zatrzymywała się i wtedy mogłam dokładnie obejrzeć im uszy. Czy mają całe czy urwane, tak jak Ogrynia. Zawsze się wzruszam w takich sytuacjach. W ub. roku o tej porze jeszcze szukałam Ogryni a Babunia wyczekiwała smutna na swoją przyjaciółkę.
Mimo, że minął już prawie rok te wspomnienia są jeszcze wciąż świeże i zawsze gdy sobie przypomnę tamte chwile - płaczę. Nie wiem czy mi to kiedykolwiek przejdzie.
Z serii telemaniactwa:
