Mokate, Norbi, Magnolia i inne KOTY (i nie tylko) WALCZĄCE

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob sty 12, 2013 8:16 Re: Mokate, czyli piękna słodka kocia z charakterkiem

Napar daję bez siemienia - chyba mało wyraźnie to napisałam (przy podrażnionych jelitach nigdy się nie daje żadnych pestek, orzechów czy czegokolwiek innego twardego itp. - nawet ludziom).

Dzisiaj znowu mała chodzi, zagląda do misek, ale jakoś nie ma ochoty na cokolwiek - chodzi, wącha i na tym się kończy. Na śniadanie dostała 15ml mleka ze spiruliną i odrobiną tauryny + 1/3 hepato (przed śniadaniem - beta glukan). Jak mnie widzi z czymś w strzykawce, to już furczy ze złości - wąchać to tak, ale jeść - to nie, ale kupy od wczoraj nie ma (od tej 14) - biorąc pod uwagę jak mało "zjadła", to dobrze, bo jakby była, to chyba ze śluzówki by musiała być; bezo-pet i calo-pet mają bardzo dużo tłuszczu i chyba trochę - zgodnie z przewidywaniami - rezregulowały wszystko (pytałam wetki - u trzustkowca tłusta pasta może tak zadziałać). Sika normalnie, a jelitka pracują (ale spokojnie tak - bez buglotania jak w kotle). Wściekła jednak jest niesamowicie - każdy ml jedzenia to istny horror, żeby jej wpakować - nadal zastanawiam się nad tą sondą... tylko że ona wszystko zrzuca, więc nie wiem jakby to w ogóle się sprawdziło (zakładając, żeby się udało jakoś założyć).

No nic - walczymy dalej, ale jest naprawdę ciężko... niemniej jednak dzisiaj Mokatek ma lepsze źrenice (prawie normalne, a nie takie rozszerzone); sesja traktorzenia była o 2 w nocy (znalazła zgięcie łokciowe i tam się przyssała do mnie na spaniu) i po śniadaniu (na kolankach). Widać, że chętnie by się pobawiła, ale nie ma jeszcze siły (wystarczy przejechać jej trawką w pobliżu - widać, że ma ochotę polować).

Aha, unidox może podrażniać też przełyk, więc i na to te gluty z siemienia jej dobrze zrobią. Menu Mokatka na razie wygląda tak:
06:30 - beta-glukan z odrobiną wody
07:00 - spirulina rozrobiona z 15 ml mleka i szczyptą tauryny; na koniec - 1/3 hepato force
10:00 - 2ml glutów z siemienia
13:00 - pół żółtka z 5ml mleka dla kotów i szczyptą tauryny; 1/3 hepato force
16:00 - 2ml siemienia
18:30 - 2ml naparu z ziół (2 cz. pokrzywy, 1 mięty, 1 rumianku)
19:00 - jak obiad, a na koniec szczypta suszonej hemoglobiny z 1ml wody
22:00 - 2ml siemienia

Jak będzie dzisiaj też to dobrze znosić, to jutro spróbuję znowu tego RC dać i trochę gotowanego mięsa na kolację. Na śniadanie oczywiście dostaje to, co zwykle jadła (chrupki plus mięsko), ale podchodzi, wącha, myśli, raz ugryzie i nie chce więcej. Niemniej jednak codziennie daję jej zanim dostanie ze strzykawki - a nuż zje sama ładnie (pytanie tylko, w który dzień - za 2 dni, za 2 tygodnie czy za miesiąc... choć sądząc po jej bladości, to jeszcze trochę poczekamy).

Swoją drogą to ja od kilku dni mam tak, że też zjem łyżkę jedzenia i jakbym kamień połknęła, na sam zapach mięsa mnie odrzuca (a zwykle jem bardzo dużo mięska) itd., więc umiem sobie wyobrazić to uczucie, gdy się ma ochotę, zaczyna jeść i człowieka przytyka (przy anemii też tak jest).
...

czarnekoty123

 
Posty: 4209
Od: Śro wrz 12, 2012 18:34
Lokalizacja: Mysłowice, śląskie

Post » Sob sty 12, 2013 21:32 Re: Mokate, czyli piękna słodka kocia z charakterkiem

hallo :) :) jak tam, jak apetyt kitulci

Animus

 
Posty: 1659
Od: Nie wrz 30, 2012 18:12
Lokalizacja: Mazury

Post » Sob sty 12, 2013 23:28 Re: Mokate, czyli piękna słodka kocia z charakterkiem

Kicia chyba umiera... a do żadnego weta nie można się dodzwonić (nawet jak podają tel w nagłych wypadkach). Wymacałam coś, co jest jak przedłużenie mostka twarde jak kość - może przez to nie je... ona ma szerokie źrenice, szybko oddycha i ogólnie jest tragedia od jakiejś godziny, a nie ma jak się do kogo dodzwonić - już nie wiem, co robić... chyba zwariuję!
...

czarnekoty123

 
Posty: 4209
Od: Śro wrz 12, 2012 18:34
Lokalizacja: Mysłowice, śląskie

Post » Sob sty 12, 2013 23:48 Re: Mokate, czyli piękna słodka kocia z charakterkiem

Mokatko - zostań, kiciu, walcz!

Edit po nocy: Grażynko? Aż się boję zapytać ...
Marcel <*>, Tygrys <*>

Słupek

 
Posty: 1583
Od: Nie lis 18, 2012 9:46
Lokalizacja: Gdynia

Post » Nie sty 13, 2013 8:51 Re: Mokate, czyli piękna słodka kocia z charakterkiem

Boże, drramat!!!!!!!
Kochana, trzymam kciuki

Animus

 
Posty: 1659
Od: Nie wrz 30, 2012 18:12
Lokalizacja: Mazury

Post » Nie sty 13, 2013 13:50 Umarł mój Skarb... moje maleńkie kochane cudeńko odeszło...

Dzisiaj (13.01.2013), kilka minut po 10 - o godzinie, gdy ją zabierałam ze schroniska - Mokatek za TM... już nie cierpi... dostała jakieś trzy rodzaje zastrzyków (coś domięśniowo i ostatni w serce) - najpierw się uspokoiła, spojrzała na mnie i jakby mnie łapeczką pogłaskała, później zaczęła zasypiać i już prawienie oddychała i serce ledwo biło - cały czas miałam ją przytuloną; po tym drugim zastrzyku /już była nieprzytomna, a ten musiał być na stole/ w kilka sekund była za TM - ani drgnęła. Wyglądała jakby sobie drzemała... taka spokojna... całą noc nawet na minutę nie zasnęłam - siedziałam przy niej i mówiłam, jak pozwalała lub milczałam w oddali patrząc na nią, gdy wolała być sama... i robiłam mrrr tak jakby jej robił inny kot - wtedy robiła się spokojniejsza i oddychała lekko, bez wysiłku... nie chciałam nawet na sekundę usnąć - choć tej ostatniej nocy z krótkiego czasu, jaki nam dano...

Około 1 dostała steryd, bo miała bardzo szerokie źrenice i niską temperaturę - 35,6 (byłam na pogotowiu weterynaryjnym w Katowicach), a lekarz dyżurujący w szoku, że mnie nikt nie przygotowywał, że przy takich chorobach to trzeba cudu, żeby mała z tego wyszła... zjadła ją białaczka - niestety FIA tak nadwyrężyło organizm, że FeLV zrobił co chciał w kilka dni; a rano jeszcze bawiła się na drapaku i obserwowała płatki śniegu - po prostu szok! Szok! Powiedzieli mi, że nawet interferon by nie pomógł, bo atakowało już układ nerwowy (stąd były te poszerzone źrenice w niektóre dni już od początku choroby) i nawet jakby jakimś CUDEM przeżyła, to byłaby wegetacja a nie życie (jeść być może niezbyt chciała, bo coś już też przełyk atakowało). Steryd miał dać nam kilka dni na decyzję - dał kilka godzin na pożegnanie, gdzie Mokatek zaczął znowu mnie poznawać, jeszcze raz zapolował na mysz (ulubiona smycz) leżąc, pougniatał mnie i poleżał przytulony... później kazała mi się odsunąć warcząc na mnie i zniknąć z widoku - już przestawała rozróżniać ludzi, a oddech zaczął się stawać nieco cięższy (nie dusiła się czy coś, ale widać, że jej się pogarszało - woda zaczynała się powoli przedostawać do płuc), a godzinę później sama weszła do kontenerka leżącego na podłodze. Usłyszałam, że jak już po tych kroplówkach pojawił się brzuch, to powinni zacząć mnie przygotowywać... mój dziadek umierał na raka płuc i na koniec miał przerzuty - także na przełyk i do mózgu - straszna śmierć... jej choć tych ostatnich chwil mogłam zaoszczędzić (a byłyby straszne - wet powiedziała, że to była kwestia dnia może dwóch, a jak mi opisała kilkugodzinną agonię, która ją mogła czekać, to sobie musiałam usiąść, żeby nie zemdleć). Odeszła w klinice na Brynowie - kochana do samego końca i tulona, bo to był mój ukochany Skarb...

Mała do samego końca kochała życie, ale jej organizm był już zbyt słaby... w oczach w ciągu godzin niknęła - nie chciałam czekać, aż się zacznie dusić czy dostanie konwulsji. Chciałam ją pochować na cmentarzu w Rybniku, ale przy mrozach się nie da; byle gdzie sobie nie wyobrażam, bo jakby ją jakiś pies wygrzebał... poza tym robale... a na kremację w mojej obecności i zabranie prochów już nie mogę się zadłużyć (leczenie - jak się okazało - z góry skazane na porażkę, już mnie wpędziło w problemy z finansami). Wet zabrała ją tuląc ją w ramionach, gdy ją wzięła ode mnie do kremacji (przynajmniej ładnie to nazwali); teraz muszę się poskładać po jej stracie - mocno się z nią zżyłam... mój Mokatek... bryka sobie już za TM zdrowa i na czterech łapkach, i czeka tam na mnie, że jak przyjdzie czas, to po mnie przyjdzie i pomoże mi też łatwiej przejść tam, gdzie będę z nią... nie żyła długo, ale choć przez ten krótki czas była kocią księżniczką z kochającą ją "dużą" - mam nadzieję, że choć dla tych kilku miesięcy jej szczęścia było warto - że choć poznała, że życie może być piękne i że dla kogoś jest chodzącym maleńkim cudem. Ciężko mi... najbardziej z myślą, że niepotrzebnie ją ostatnie dwa dni męczyłam jedzeniem - mam nadzieję, że mi to wybaczyła... mój kochany cić (tak na nią często wołałam i na to reagowała najbardziej: "cicia" lub "cić" - bardziej zdrobniale nie umiałam).

Mokatku... mój kochany... moje maleństwo... czarne cudeńko o pięknych dobrych oczach... nie wiem jeszcze jak się pozbieram - jakoś muszę... ciężko będzie bez malutkiej - wszędzie ją widzę... nie jakiegoś kota tylko ją - Mokatkę, kocią księżniczkę: dumną, mądrą, piękną i o wielkim sercu... kontenerek zostawiłam im dla schroniska - nie chcę ranić innego kota szukaniem w nim Mokatka, a tak by było... idę się zapłakać, bo nie wiem jak sobie z tym poradzić... ona była taka młodziutka i taka cudowna... jeszcze nieco ponad miesiąc temu szalała na całego skacząc mi po laptopie... nie umiem się z tym pogodzić... tego nie da się znieść...

Jest takie miejsce, zakątek w niebie, który nazywa się "Tęczowy Most"...
Kiedy umiera kochane przez nas zwierzę, wędruje ono on do Krainy Tęczowego Mostu.
Są tam piękne łąki i wzgórza, dostatek jedzenia i wody oraz zawsze piękna pogoda, a nasi przyjaciele czują się tam wspaniale.
Zwierzęta, które były stare lub chore odzyskują siły, są znowu takie jak za najlepszych czasów.
Bawią się i biegają wspólnie ale nadchodzi taki dzień kiedy jedno z nich zatrzymuje się i patrzy w dal.
Oddziela się od innych zwierząt i zaczyna biec coraz szybciej i szybciej.
Dzieje się tak kiedy zobaczy Ciebie - jego opiekuna.
Kiedy tam się spotkacie już nic i nigdy was nie rozdzieli.
Bawicie się razem, znowu patrzysz w pełne zaufania oczy swojego przyjaciela i gładzisz jego głowę.
Przez pewien czas nie byliście razem w życiu ale zawsze byliście razem w swoich sercach.

Wtedy przejdziecie razem przez Tęczowy Most...

Czekaj na mnie, Mokatku...
...

czarnekoty123

 
Posty: 4209
Od: Śro wrz 12, 2012 18:34
Lokalizacja: Mysłowice, śląskie

Post » Nie sty 13, 2013 14:58 Re: Mokate - piękna słodka kocia z charakterkiem - za TM [*]

ryczę, jak się uspokoję, to napiszę więcej,
jesteś kochana, kocham Cie za to wszystko, co zrobiłaś

Animus

 
Posty: 1659
Od: Nie wrz 30, 2012 18:12
Lokalizacja: Mazury

Post » Nie sty 13, 2013 15:55 Re: Mokate - piękna słodka kocia z charakterkiem - za TM [*]

Mokatku ... <*>
Biedna kicia... biedna Ty...

Już nie cierpi, już jest silna i zdrowa, już ...
Tylko boli ...

Płaczę razem z Tobą i przytulam.
Marcel <*>, Tygrys <*>

Słupek

 
Posty: 1583
Od: Nie lis 18, 2012 9:46
Lokalizacja: Gdynia

Post » Nie sty 13, 2013 16:13 Re: Mokate - piękna słodka kocia z charakterkiem - za TM [*]

Nie mam słów....Serce pęka
ale miała Malutka najwspanialszy dom i opiekę
przez ten za krótki czas
bardzo, bardzo mocno przytulam
i idę sobie poryczeć

Mokatku do zobaczenia....
Obrazek
Obrazek

ruru

 
Posty: 19904
Od: Sob gru 29, 2007 20:10
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie sty 13, 2013 17:55 Re: Mokate - piękna słodka kocia z charakterkiem - za TM [*]

Trudno znaleźć właściwe słowa...
Bo ich nie ma. Od czego zależy los?
Biedny Mokatek.
Jedyna pociecha, że zdążył poznać człowieka od dobrej strony.
:cry:
Tak mi przykro.

MaybeXX

Avatar użytkownika
 
Posty: 9630
Od: Pon sie 13, 2007 17:18
Lokalizacja: Jastrzębie Zdrój

Post » Nie sty 13, 2013 17:58 Re: Mokate - piękna słodka kocia z charakterkiem - za TM [*]

Nie wiem, co napisać... :(
Nasze pisanie nie ukoi bólu...
Ale wiedz, że jesteśmy...
I też płaczemy...
Mokate[']
Tak bardzo mi przykro... :(
Karmel['] Taurus['] Miki [']Andzia [']
http://kotylion.pl/
https://www.facebook.com/kotylion.viva

Duszek686

 
Posty: 23787
Od: Sob kwi 25, 2009 22:42
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie sty 13, 2013 18:04 Re: Mokate - piękna słodka kocia z charakterkiem - za TM [*]

Chodzę jak w transie - nie spałam całą noc, a nie czuję zmęczenia... nie umiem... nie wiem, kiedy to puści - próbuję ziół, wszystkiego...

Dziękuję, że jesteście ze mną teraz... oglądam teraz jej zdjęcia, gdy była silna i zdrowa - dopiero na nich widzę jaka już biedna była teraz... ona tak kochała życie... postaram się ją zapamiętać w najlepszych chwilach i w największych kaprysach... nawet tapetę w laptopie mam z nią z chwil, gdy była naprawdę szczęśliwa... wszyscy w domu smutni - każdy mówi, że widział wiele kotów, ale to jej spojrzenie - nie do opisania...

Było mało tych chwil, ale za to bardzo intensywne - ileż godzin dziennie ona potrafiła się bawić: szalała jak mały kociak jakby chciała nadrobić dzieciństwo... dzisiaj wiozłam ją w kontenerku, który wyłożyłam moim szlafrokiem - tym, który najbardziej lubiła ugniatać - nie do końca już kojarzyła, ale wiedziałam, że ten zapach ją uspokaja - była spokojna całą drogę i tylko zerkała na mnie spomiędzy szczebelków... przy ostatnim zastrzyku głaskałam ją po główce, ale jak go dawali, musiałam odwrócić głowę w bok, bo bym nie dała rady - ale ją głaskałam i nie przestawałam: nigdy nie wiadomo czy kot coś czuje, czy nie. Później, gdy serce przestało bić, ją jeszcze przytuliłam i oddałam w ramiona weta (bardzo miła młoda kobieta). Całą drogę tam starałam się opanowywać, żeby maleńka nie wyczuwała stresu i nie bała się dodatkowo... ale zaraz po wyjściu rozkleiłam się totalnie - do domu wracałam jak w transie, ale chciałam jechać z nią sama /nawet na uspokojenie nie mogłam wziąć, bo auto prowadziłam/, żeby choć w ostatnich chwilach być w 100000% dla Niej i tylko dla Niej.

Staram się myśleć o dobrych rzeczach z tego naszego wspólnego życia, ale ból będzie trwał jeszcze bardzo długo... i pewnie długo jeszcze będę się oglądać, czy gdzieś nie przebiega pod nogami i zastanawiać się o poranku, dlaczego jest 6, a ona nie mruczy mi do ucha... i jeszcze wielu innych rzeczy będzie mi brakować... ale Mokatek pewnie już jest z moimi dziadkami gdzieś w tym lepszym świecie i oni ją ode mnie głaskają - teraz pilnuje mnie już cała trójka... moja Maleńka... myślałam już, że jestem bez serca po wszystkim, co mnie w życiu spotkało, ale teraz czuję jakby mi je wyrwano i miejsce po nim zasypano solą - tylko czas to może uleczyć... dużo czasu... dobrze, że ona już nie cierpi - choć tyle na końcu mogłam dla niej zrobić oszczędzając jej strasznej śmierci dzień czy nawet kilka dni później: tym się pocieszam, bo chyba bym zwariowała...

Będzie zawsze na mnie patrzeć i mieć oko, czy dobrze pracuję - tylko teraz w mniej widoczny sposób niż tu:
Obrazek
...

czarnekoty123

 
Posty: 4209
Od: Śro wrz 12, 2012 18:34
Lokalizacja: Mysłowice, śląskie

Post » Nie sty 13, 2013 19:18 Re: Mokate - piękna słodka kicia z charakterkiem - za TM [*]

Kochana gpolomska,
jestem z Tobą cały czas myślami, mam mnóstwo myśli i bardzo współczuję z powodu takiego finału.
Nie znam w realu takiej wrażliwej osoby, empatycznej, nie znam u nikogo takiego poświęcenia i determinacji by ratować zwierzę.
Ja to rozumiem i tym bardziej wielki szacun i ukłon ode mnie. Dzięki swojej sile byłaś w stanie udźwignąć i uczestniczyłaś świadomie
w pożegnaniu kitulki. Ja tak nie potrafię. Do samego końca potrafiłaś się postawić ponad swoje lęki i słabości, żeby Koteczka czuła się bezpiecznie. Masz w sobie wielką siłę, jesteś dla mnie przykładem Wielkiego Człowieka. Walczyłaś jak lwica do samego końca. Ja straciłam też kotka, ale z tą różnicą, że poddałam go operacji onkologicznej i bardzo tego żałuję, bo cierpiał, a życia mu nie przedłużyłam, lecz skróciłam i naraziłam na cierpienie. Zmarł w domu, nie byłam zupełnie przygotowana. FelV to straszne wielonarządowe schorzenie, atakuje z różnym nasileniem. Szkoda w tym wszystkim, że wet prowadzący nie był z Tobą w kontakcie w sytuacjach kryzysowych. Okropne jest uczucie bezradności. Ja bez kota wytrzymałam tydzień. Moja bezdomniaczka dalej w leczeniu FIA. Poczytam sobie Twój wątek jeszcze raz od początku, bo nasuwa mi się dużo pytań, albo popiszemy o kici jak zechcesz, jak ból minie, bo minie, zostaną dobre wspomnienia.
Ściskam mocno, przytulam...
A koteńka już nie cierpi i to najważniejsze, do końca była z Tobą, podziwiam Ciebie za siłę

Animus

 
Posty: 1659
Od: Nie wrz 30, 2012 18:12
Lokalizacja: Mazury

Post » Nie sty 13, 2013 19:47 Re: Mokate - piękna słodka kicia z charakterkiem - za TM [*]

To ona dawała mi siłę - sama, choć maleńka, była strasznie silna, a do tego... miała tylko mnie - czy mogłam ją zawieść? I to w takim momencie? Mi też się nasuwa wiele pytań - szczególnie o to, czy można... czy gdyby... ale one nigdy nie doczekają się odpowiedzi i chyba nie chcę już o tym myśleć - to niczego nie zmieni, a ten miesiąc na sinusoidzie nadziei i przerażenia mnie wykończył (rodzina ręce załamuje, że wyglądam jak wrak człowieka, a do tego mocno się pochorowałam - teraz już mogę się rozkleić, ale dotąd musiałam się trzymać - dla Mokatki).

Bezsilność jest straszna: czy to chodzi o człowieka, czy o zwierzaka... wczoraj w nocy mi tamta wet powiedziała, że z kotami białaczkowymi jest jeszcze tak, że mają skłonność do zakrzepów i każdego dnia trzeba się z tym liczyć, że kot nagle umrze, bo taki skrzep się urwie: była w szoku, że po powtórzonym pozytywnym teście nikt mnie nie oświecił. I jeszcze wiele innych rzeczy mi powiedziała... i ta dzisiejsza też - pierwszy raz je widziałam na oczy, ale obydwie pomogły mi przejść jakoś przez to wszystko (plus pani z recepcji) i okazywały dużą wyrozumiałość, a do kici podchodziły z ogromnym sercem i empatią (widać było w oczach). Malutka tak po prostu spokojnie usnęła... zmęczona już była - to było widać: bardzo chciała walczyć, ale coraz mniej sił na to miała... powiedziałam jej wczoraj, że bardzo chcę, aby została, ale jeśli już jej brak sił, to niech idzie do kociego nieba, bo i tak będę ją kochać tak samo jak gdy zostanie... jakby zrozumiała...


Kiedyś może będę w stanie popisać o chorobach Mokatka... teraz chcę tylko ukoić ból i skupić się na pamiętaniu dobrych chwil, gdy beztrosko się bawiła i z apetytem wsuwała mięsko. A bez kota wytrzymam - nie chciałam mieć jakiegoś kota: po prostu zobaczyłam Mokatka i jakoś tak czułam, że mocno szuka człowieka i że musi go szybko znaleźć - takie jakieś przeczucie: od początku była między nami silna więź... i do końca. Mokatek nie znalazł się tutaj, bo szukałam kotka tylko znalazł się tutaj, bo szukałam w Google czegoś na zupełnie inny temat i jakimś cudem weszłam na stronę z ogłoszeniem - i ona tam była... poczytałam i już nie mogłam przestać myśleć, że muszę jej pomóc jakoś i że jak ją tam zostawię, to do końca życia będę o tym myśleć. Szkoda, że tak niewiele udało mi się dla Niej zrobić - ale dobrze, że choć tyle... nie umierała sama w jakiejś klatce czy gdzieś w kartonie niechciana i opuszczona: mam nadzieję, że miało to jakieś znaczenie dla Jej szczęścia. To naprawdę był jakiś magiczny czarodziejski kot - znalazł mnie, otarł trochę łez oraz zostawił kilka cudownych wspomnień i pobiegł na łąkę w idealnym świecie...



Trzymam kciuki za Waszą walkę z FIA...
...

czarnekoty123

 
Posty: 4209
Od: Śro wrz 12, 2012 18:34
Lokalizacja: Mysłowice, śląskie

Post » Nie sty 13, 2013 19:50 Re: Mokate - piękna słodka kicia z charakterkiem - za TM [*]

Współczuję. Ogromnie. :cry:

Gpolomska, przez te kilka stron wątku o Mokate tu na forum stworzyłaś przepiękną opowieść o miłości ludzko-kociej. I tak bardzo żal, że Wasza historia tak smutno się kończy. Życzę każdemu stworzeniu Opiekuna takiego, jak Ty.
Czytam i ryczę, przeżywam Twoją rozpacz i bezsilność i jednocześnie wracam myślami do moich kotów za TM.

Mokate [*]

Joako

 
Posty: 3275
Od: Wto cze 19, 2007 7:59
Lokalizacja: Warszawa

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Anna2016, Franciszek1954 i 30 gości