Tak, wraz z testami na FIV i FeLV Ma leukocytozę i jest odwodniona, generalnie totalny chaos. Albo coś za nisko, albo za wysoko, w diagnozie pomogła również jej reakcja na sterydy... nieszczęsne sterydy.
Poza tym cały czas świszcze, gwiżdże i podczas snu chrapie. Weterynarze mówili, że to od zapalenia krtani i tchawicy, ale zastrzyki ma do czwarku i świzdy-gwizdy się nie zmniejszyły. Psikanie na szczęście tak. Temperatury już też nie ma, nosek wraca do normy i coraz mniej płynu surowiczego się wydziela z oczu i jest bardziej klarowny, bo przedtem był lekko krwawo zabarwiony.
Jest bardzo dzielna, prawie bez stresu daje sobie smarować dziąsła, a po rozmowie i namowie da sobie zrobić zastrzyki. Ma penicylinę i jeszcze dodatkowo jeden antybiotyk na te zapalenia. Pewnie gdyby miała jakiś tłuszczyk, jeszcze lepiej by to znosiła... ale i tak jest nieprawdopodobnie dzielna. Wczoraj wojowałam z Artemidą z 1,5 godziny i w końcu dała się namówić na zastrzyk... cwaniara

Jej pomysłowość nie ma granic

Z kolei CMYK myśli, że taki zastrzyk to uszczypnięcie do zabawy

Heba dzisiaj cały czas kaszle (zawsze kaszle jak jest zdenerwowana), a Szarada udaje focha, ale tylko udaje, bo jak zagaduję i głaszczę resztę to leci na złamanie karku by się popieścić

Ta czwórka ma podwójną dawkę, więc stres mają co dwa dni, Pandora musi dostawać dzień w dzień do piątku włącznie.
Wczoraj też pierwszy raz robiłam zastrzyk całkowicie samodzielnie, więc jak wróciłam dzisiaj z pracy to dziąsłowa Pandorka się mnie trochę bała. Przekupiłam ją mięsem, zagadałam, poprzytulałam i zabrałyśmy się za film... Nie mogłam się zebrać, żeby jej zrobić te zastrzyki. W końcu dałam jej strzykawkę do powąchania, pogadałam, przytuliłam i choć się wyrywała, to dała sobie zrobić, a potem moglam ją pogłaskać i pochwalić. Wczoraj była obrażona i krzyczała ze szlochem.
Cały czas tęsknie patrzy na drzwi i chce wyjść do innych kotów. Biedna.
Jest jeszcze jedna kwestia - od zeszłego piątku dostaje kroplówki do picia. Pierwszą saszetkę zużyłam namawiając ją do picia za pomocą strzykawki. Druga się w większości zmarnowała (miałam rozcieńczoną w miseczce z której mogła pić) i podczas zabawy ją wylała, rozrobiłam trzecią i pije sama. Mam wrażenie, że teraz smakuje jej bardziej niż woda. Zastanawiam się, czy to nie za dużo. Od soboty wypiła około 2 saszetek (rozcieńczam zamiast w 200 ml to w 400 ml), czyli jakieś 0,8 litra (!) oprócz wody. Steryd dostała w sobotę i praktycznie zaczął działać w poniedziałek późnym wieczorem - zaczęła wcinać i pić, a wczoraj i dzisiaj się trochę pobawiła, chociaż szybciutko się męczy.
Dzięki lekarstwom dziąsła mniej krwawią, ale przeczytałam, że sachol zawiera salicylany, które koty nie są w stanie strawić i może doprowadzić do odwapnienia kości... Na razie jest więc na Metronidazolu i szałwii z rumiankiem. Dwa razy posmarowałam jej aloesem. Zastanawiam się czy nie smarować jej jeszcze wit. C? U weterynarza dostała witaminy w zastrzyku, między innymi była tam wit. C, ktorej niedobór, jak u ludzi, prowadzi do szkorbutu. Czytałam, że niektórzy smarowali kotom dziąsła witaminą C... Ale mam mieszane odczucia, bo kiedyś trafiłam na informację, że ta witamina jest dla kotów niezdrowa.
A już wogole sobie nie wyobrażam wodą utlenioną, którą co niektórzy stosowali (!)
Temperatura w mieszkaniu jest tak ok. 23-24 stopni, bo przeczytalam gdzieś, że koty lepiej dochodzą do siebie jak jest cieplej. Nie chcę przedobrzyć...
Pozdrawiam
