Jestem! Tyle się działo, wybaczcie! Dziękuję bardzo za wszystkie kciuki, już zdaje relację z tegoż zapierającego dech w piersi wydarzenia!
Otóż dziś mija dokładnie tydzień od zdjęcia kołnierza, niesamowite, tyle już czasu! Kiedy postanowiłam zrobić ten niewyobrażalny od wieków krok, strasznie się denerwowałam... Siedziałam najpierw z Mimi godzinę i oglądałyśmy film, nie wiem o czym, bo cały czas patrzyłam na nią i na ten kołnierz i nie wierzyłam w to, co chcę zrobić. No ale zdjęłam w końcu.. Mimi wystrzeliła jak z procy, uciekła po prostu gdzie pieprz rośnie, próbowała się schować w jak najciemniejszym miejscu, jestem pewna, że tego dnia wlazłaby nawet do mysiej nory, gdyby takowa w domu była. Zamknęłam się z nią w jednym pomieszczeniu, chciałam ją obserwować przez pierwsze godziny. Na przemian myła się i patrzyła na leżący w oddali kołnierz i na mnie, czy idę jej to paskudztwo założyć. Kiedy podniosła girę, by sięgnąć ucha, zamarłam. Jednak sprawdziła tylko, czy sięgnie, dotknęła ucha i girę stresogenną odstawiła. Na noc jednak założyłam nietwarzowy kapelusz, w obawie, że to zbyt wiele godzin i jeśli już by zaczęła się drapać, to pewnie by nie skończyła. Kolejnego dnia Mimi latała po domu jak perszing, normalnie jakby jej odbiło, nie dawała się dotknąć, pewnie się bała, że znowu ją odzieję. Bastet patrzyła na nią z najwyższej półki i bała się drgnąć z przerażenia, a kiedy Mimi do niej podbiegała, ta syczała, prychała i straszyła ją tymi swoimi mięciusimi łapencjami. Uszy przetrwały. Po wielkiej naradzie postanowiliśmy zaryzykować także noc. Rano uszy całe. Rozpoczął się trzeci dzień, przyniósł palpitację serca... Mimi dopadła kawałek alergena - wylizała talerzyk po twarożku, stojący w zlewie. Złapałam ją w trakcie, zabrałam i czekałam. Się drapnęła, tak ze dwa razy, ale delikatnie. Do dziś nie poprawiła. Za to jej nie poznajemy... Biega, skacze jak rączy jeleń, bawi się z Bastet w ganianego i turlanego, gada że jej się paszcza nie zamyka, a pyskata jest! Już nie ucieka przed domownikami, ale jeszcze kontroluje sytuację. My z kolei pilnujemy, żeby minimalizować ryzyko kontaktu z alergenem. Pewnie będzie jeszcze nie jeden dramat, ale nie widzę innej opcji, niż uczyć się po prostu. Dopisywać do listy wszystko nowe, co wywoła niepożądaną reakcję ze strony Mimozy.
O, a to fotorelacja: kto poznaje tego kota?

Tak mi dobrze...

Tak się bawię!

Taka jestem słodka..

Pozdrawiam wszystkich!