Ja nie mam jak pomóc tej koteńce.
Dzisiejszy prawie noworoczny Sobotek, jeszcze przed sprzątaniem klatki i zabiegami medycznymi:


Zaniosłam mu znowu 2 puszeczki Animody Carny. Bo lubi, a to jest dość dobrej jakości jedzonko, czyli takie, jakie jest dla niego wskazane, żeby był silny i zdrowiał.
Przed kroplówkowym męczeniem to zupełnie inny kotuś. Na wejście ... syczy.

Bo myśli, że go niedobrzy weci będą z bezpiecznej klateczki wyciągać i męczyć. No ... też bym syczała. Ale tylko przez chwilę, bo jak się orientuję, że bez męczenia, to zaczyna miaukolić, kocyk ugniatać ... Słodki strasznie i myślę, że będzie bardzo miziasty. Jeszcze ma katar (mniejszy, ale jest możliwość, że to nie wirus tylko zawalone zatoki szczękowe od stanu zapalnego) i oczka nie najlepsze (chociaż już jest duża poprawa, ale trzecia powieka jeszcze wychodzi). No i co chwilę językiem w pysiu przewraca, bo te zęby ... Stan zapalny przy tym najtragiczniejszym zębie się już zmniejszył po antybiotyku, ale (wg wetów) jeszcze nie czas na narkozę (no bo jeszcze ten mocznik).
Jak pani doktor usłyszała moje różne pomysły w kwestii tymczasowania Sobotka (bo różne warianty wczoraj z moimi rodzicami i siostrą rozważaliśmy - bezefektywnie, niestety), to odniosłam wrażenie, że tylko przez grzeczność powstrzymała się od popukania mi w czoło.
Mgj - ja jutro na pewno nie będę, więc jakbyś Ty go odwiedziła i do niego zagadała, to na pewno się ucieszy.
Dziś w czasie jazdy szczeliła mi opona. Koszmarne uczucie. Aktualnie jestem bez samochodu, prawdopodobnie do piątku, a od piątku będę bez pieniędzy.
