Niedawno dopwiedzieliśmy się o nowym stadzie, które praktycznie żyje pod ziemią.
Pod ziemią, a raczej pod wielkimi kamiennymi płytami.
Koty są niesterylizowne, dokarmiane byle czym i to raz na parę dni.
Był tam też miot maluszków. Gdy przyjechałyśmy tam pierwszy raz jeden leżał martwy,
na dywanie z jesiennych, kolorowych liści. Innych nie było widać.



Zaczęłyśmy dokarmiać te koty, ale bardzo nam z tym ciężko, bo razem jest tego z 50 kotów,
a dokarmiamy też w innych dzielnicach Gdańska. Kwestią czasu jest kiedy sie poddamy finansowo.

Ale miało być o maluchach. Jakiś czas nie udawało nam sie tam dostać o takiej porze aby łapać koty,
ponieważ był problem z przepustkami.
W zeszłą niedzielę jak pojechałyśmy następny maluch leżał martwy na śniegu, innych nie było.
Próbowałam podnieść taką płytę, ale chyba tylko dźwig dałby temu radę.
Dziś pojechałyśmy znów i sukces. Maluchy wyszły na górę.
Wzięłam do ręki kawałek mięsa i zawołałam kici-kici i myślę sobie głupia, przecież to dziki kociak.
Kociak rzucił sie na moją rękę i chciał zjeść mięso razem z moimi palcami.
Otworzyłam kontenerek i wrzuciłam mięsko do środka, mały który usiłował zjeść suche liście,
które pachniały mięskiem wpadł do kontenerka. Pozostało mi tylko go zamknąć.
Drugiego kociaka złapałam bez trudu ko klatki, a później wzięłam do ręki i przełożyłam do kontenerka.
Kociaki to garstka kosteczek i trochę piórek.
Jestem pewna, że jeden z nich marmurek, za parę dni leżałby obok swej martwej siostry/brata.
Kociaki są u mnie w klateczce, oswajać ich nie trzeba, za jedzenie zrobią wszystko.
Czy przeżyją ? Martwi mnie marmurek, w czarnulce jest więcej życia.
Bardzo prosimy o kciuki dla maluchów.

Marmurek to chłopak, a czarnulka dziewczynka. Dałam im imiona: Ika i Groszek.
Zobaczcie jakie śliczne maluszki. Swoją drogą nie powinno ich być o tej porze roku.




