Szła do firmy. Już prawie była bezpieczna, ale jednak stało się. Usłyszała podejrzany dźwięk. Tyle razy widziała na filmach, że nie zagląda się w ciemne miejsca, tylko szybko się ucieka jak najdalej można.
Niepomna zajrzała jednak w gęstwinę. Zobaczyła obcych, jedną dużą płci chyba żeńskiej i piątkę malutkich bardzo strasznych obcych.
Zapomniawszy już całkiem mądrości widziane w tv, zaprosiła obcych do firmy. Obcy, na początku nieśmiali, wkrótce podstępnie opanowali całe terytorium.
Duża obca najdłużej zachowywała pozory karmiąc własnym ciałem małych przybyszów. Jednak mali obcy nie mieli skrupułów, szczególnie jeden z, jak to na obcego przystało, wielkimi uszami równie wielkim skośnymi oczami.
Mimo pobierania pokarmu od obcej, zaczął się domagać dokarmiania ziemskiego. Udawał, że ciągle chudnie i nie przeżyje w tych niesprzyjających warunkach.
Mały obcy szantażem wymuszał więc coraz większe dawki jedzenia. W tym celu nauczył się nawet ziemskiego języka i swojego ziemskiego imienia. I kiedy wołała "Mysiolu, mój Mysiolu" zaraz przybiegał niezdarnie (ziemska grawitacja) wiedząc, że dostanie haracz. Kiedy go nie wołała, sam przybiegał i wołał "Mysiolu, mój Mysiolu", wiedząc że dostanie jeszcze więcej haraczu.
Dla kilku obcych udało jej się znaleźć podstępnie nowy dom, ale ten został i nie chciał odejść. Ciągle udawał, że na coś choruje i jest biedny i ciągle wychudzony. Kilka razy udawał nawet, że jednak odejdzie, za jakiś TM. Ciągle się więc nim litowała.
Po kilku miesiącach obcy stwierdził, że jednak zostanie z nią na zawsze. Zostanie z nią na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie. I nikt ich nie rozłączy.
Został. Nauczył się udawać, że lubi takie życie, nauczył się radzić sobie z ziemską grawitacją, polubił tutejsze jedzenie i nauczył się udawać, że jest słodki.





