Pojechał...
Właśnie dostałam smsa, że śpi i wszystko ok.
Ale jak wróciłam to se nie popłakałam, bo na ganku leżała (jak się później okazało - tylko zziębnięta) sójka...
Pomyślam, że Rysiek umordował, ale nie - Rysiek w domu...
Wsadziłam sójkę do kontenerka i pojechałam do Łagiewnik do nadlesnictwa. Sójka po 10 min w samochodzie chyba nabrała sił, bo się bardzo miotać zaczęła...
Pan w nadleśnictwie bardzo miły, spisał dane, kazał się w tygodniu po kontener zgłosić, po czym wziłą kontener, wyszedł na zewnątrz, otworzył i sójka pooooleciała. "No właśnie czasem na tym nasz pomoc polega" - powiedział miły Pan
Teraz już wiem, żeby następnym razem nie siać paniki, tylko ogrzać i nakrmić.
Georg-inia pisze:Marta, nie becz! zobacz, dzięki Silverkowi przetarłaś szlaki

jak TŻ zobaczy, że kot nie został tylko idzie do domu, to też przychylniej na tymczasowanie spojrzy

z własnego doświadczenia Ci mówię

Inga, już tu mieliśmy maluchy, 2 lata temu małeg burego, a rok temu burasię, co to Kita ją przyniosła..
Ale jakoś szybko domy znajdowały... Choć i tak płacz był...
A Rafał, jak wczoraj pakuniałam, powiedział "zaraz sobie weźmiesz następnego"
