» Pt gru 14, 2012 18:18
Re: Filozof i reszta futer, wątek ku pokrzepieniu serc part
No dobra.
Ponieważ na kilku zaprzyjaźnionych wątkach zrobiło się jakoś smętnie... a zresztą tu też... co koliduje z tytułem i założeniem wątku...
Kuźwa, znowu nadużywam wielokropków. Precz.
No dobra, to wklejam kolejną historyjkę z balonami. Tak dla poprawienia humorów przed weekendem. Bo w trakcie weekendu łatwo się nawalić na smutno, jak człowieka depresyjka dopada. W tygodniu człowiek czasu nie ma, bo do roboty latać musi.
Enżdoj.
KOBIETA Z BALONAMI
czyli małe historyjki z historii najnowszej kobiecego winiarstwa domowego.
ODCINEK II, DOŚĆ PIJACKI I GORSZĄCY, ANTYPEDAGOGICZNY I PEDAGOGICZNY JEDNOCZEŚNIE, CZYLI POUCZAJĄCA HISTORYJKA O TYM, ŻE NALEŻY WIERZYĆ W MATKĘ, KTÓRA JEST, JAK WIADOMO, TYLKO JEDNA.
NAWET, JEŚLI JEST MATKĄ NIEKONWENCJONALNĄ.
Czujcie się ostrzeżeni.
Tamtego roku MPW z aktualnym Towarzyszem Życia ( w skrócie Teżetem) postanowili urządzić ambitnego Sylwestra. Dom w stanie świeżej budowy nadawał się doskonale na huczne tańce, alkoholowe ekscesy, unia-bunia i dzikie węże. Nic nie mogło zaszkodzić podłodze, której de facto nie było, ścianom bez tynków, starym szafkom z poprzedniej kuchni, a na strychu, który nie posiadał nawet ścian, można było spokojnie urządzić wielką noclegownię. Jedynym pomieszczeniem, o które MPW się zatroszczyła specjalnie, była kotłownia pełna balonów, która na czas balangi została na wszelki wypadek zamknięta na klucz. Z kotami, wierną psinką i psem Wacławem.
W okolicach Bożego Narodzenia MPW w swoim macierzystym zakładzie pracy beztrosko wywiesiła wielkie ogłoszenie zapraszające wszystkich chętnych z przyległościami. Teżet ograniczył się do wykonania dwóch telefonów informacyjnych.
Odzew w narodzie nastąpił masowy.
31 grudnia w świeżutko wstawionych drzwiach domu pojawił się dość przerażający tłum ludzi, z których połowa była gospodarzom w zasadzie nie znana. Jeden z telefonów Teżeta zaskutkował dwunastką gości, z czego zaproszony był tylko jeden. Natomiast ogłoszenie MPW zaowocowało prawie trzydziestoma osobami. Jako ostatni zjawił się blady, małomówny magistrant, z którym do tej pory MPW nie zamieniła nawet słowa. Cała reszta to już byli normalnie zaproszeni znajomi i przyjaciele.
MPW, w kryzysowych sytuacjach natchniona organizatorka, młodsze dzieciątko wysłała do kolegi, starszemu przykazała pod żadnym pozorem nie mieszać alkoholi, do gości wygłosiła krótki spicz o napojach, pożywieniu i miejscówkach do spania, "a poza tym, kochani - pełny spontan!"; wychyliła solidnego drinka z czystą wódeczką, by się nie rozdrabniać i ruszyła w tany.
Niejedno tej nocy się działo, niejedno. Nie będziemy tu opisywać, jak MPW ze Stefanem wycinając hołubce wpadli na stół i wywalili na ziemię choinkę i baterię niedopitych szampanów. Jak o północy gromadnie śpiewali świńskie przyśpiewki ludowe aż do ochrypnięcia. Jak małomówny magistrant wypił pół butelki oleju* i dostał słowotoku a potem rozwolnienia i zablokował jedyną czynną łazienkę. Jak o czwartej jeden kolega postanowił wracać do domu samochodem i nie rozwalił bramy tylko dlatego, że szczęśliwie zabuksował na lodzie. W każdym razie ostatnie, co MPW zapamiętała, to widok Juniora tańczącego ze Stefanem walca.
W klapkach.
Przed południem wrócił Młody i zastał dom w stanie kompletnej degrengolady i moralnego upadku. Jedynymi pozostającymi w pionie był kolega Stefan i pies Wacław.
Bystre z natury dzieciątko obleciało wszystkie pomieszczenia, dokonało oceny sytuacji, znalazło matkę śpiącą twardo na jedynej kanapie (w towarzystwie trzech innych osób i wiernej psinki) i podjęło próbę konwersacji.
- Matka! Obudź się!
- ...
- Matka! Bo na górze mój brat chyba nie żyje!
MPW otworzyła jedno oko i zaraz zamknęła je z jękiem.
- Zazdroszczę mu. Do wieczora się chyba nie zaśmiardnie...? - zapytała niemrawo.
- Kurcze, wiedziałem, że nie uwierzysz - zniechęcił się trochę Młody. - no dobra, żyje, ale jest biały jak twarożek...
- To go zreanimuj barszczykiem czy czymś. Barszczyk jest schowany pod twoim biurkiem.
- Ta, a na moim łóżku śpią jakieś dwie panienki!
- Niejeden by się z tego ucieszył - zauważyła MPW nieco przytomniej i podjęła kolejną próbę rozejrzenia się po noworocznej rzeczywistości.
- Matka, żarty żartami, a on chyba naprawdę źle się czuje...
MPW udało się usiąść i zatrzymać wirujący pokój. Zadziałała chyba ta słynna siła macierzyńskiego obowiązku, czy coś w tym rodzaju.
- Dziecko, tu jest co najmniej dwunastu lekarzy, wujek Michał przyprowadził ze dwa szpitalne oddziały. Obudź któregoś...
- Żaden nie wygląda na sprawnego ani umysłowo, ani fizycznie. Poza tym pod oknem - Młody kiwnął brodą w stronę siedzącego na podłodze Stefana. MPW spojrzała.
- On jest sprawny tylko fizycznie - oceniła fachowo i zaczęła się podnosić - Poza tym, to co prawda doktor, ale biologii. Nie widziałeś gdzieś ojca?
- Ojciec śpi na stole w kuchni.
- Wpadł w sałatkę?
- Coś w tym rodzaju. Ale gorzej, że pod łazienką leżą jakieś zwłoki w majtkach - poinformował Młody z lekkim zgorszeniem. - Żyją, bo się trzęsą...
- O rany boskie...
MPW z pewnym trudem osiągnęła wreszcie tak zwany wertykał i ruszyła obejrzeć pierworodnego. Przełażąc przez zwłoki pod łazienką, w samarytańskim porywie przykryła je swoim szlafrokiem. Trzeba dzieciątku dawać przykład humanitarnego postępowania.
Na górze sytuacja osobowa nie wyglądała lepiej. Na łóżku Młodego faktycznie spały jakieś jednostki płci żeńskiej, na łóżku Juniora jednostki płci niezidentyfikowanej, na różnych karimatach i śpiworach chrapało jeszcze kilka osób. Ogólnie stan liczbowy gości zdecydowanie się zmiejszył. MPW przelotnie zastanowiła się, czy reszta pozamarzała gdzieś w lesie po drodze na stację, czy może jednak trafiły tu jakieś taksówki.
Młody wyciągnął brata spod sztalug i posadził opierając o szafę.
- No - przyznała MPW - wygląda mizerniutko. Dziecko, bądź dobrym braciszkiem i podgrzej ten barszczyk. Może i Stefan się napije...
- Ten spod łazienki?
- Nie, ten spod okna na dole...
Jakieś pół godziny i dwa pudełka barszczyku później Junior odzyskał naturalny koloryt, a na górę dotarł Stefan spod okna. MPW podała mu barszcz w dzbanku do podlewania kwiatków. (Młody nie znalazł żadnego czystego naczynia, więc włożył do mikrofali to, co było pod ręką)
- No dobra, to teraz mogę cię zabić? Miałeś się dzieciątkiem opiekować! A ty pozwoliłeś mu się skuć jak Bolka trampki!
- Zaraz - odparł Stefan niewyraźnie, bo łapczywie pił barszczyk. - Co to tam leży, pod łazienką?...
- Stefan** leży - zniecierpliwiła się MPW - najnowszy magistrant Piotrka. Odpowiadaj, nie wykręcaj się! Pomieszaliście coś??
Junior wbił w nią błękitne, rozżalone spojrzenie. (Którym to spojrzeniem rozbrajał wszystkie kobiety od pierwszego dnia swojego życia - z wyjątkiem wyrodnej matki, oczywiście)
- Matka, to wszystko przez ciebie. Znaleźliśmy butelkę twojego wina...
- Aa...- powiedziała MPW bez zdziwienia. W tym domu dużo łatwiej było znaleźć jakieś naczynie z winem, niż cokolwiek innego.
-...no i postanowiliśmy spróbować. Mówię Sefanowi, że wiesz, matka jakieś jabolki robi, sikacze pewnie takie, jakieś beleco w sensie słabizna... jak to pewnie baba...
-...COO, COO, COO??... MPW nieco zatchnęło.
- ... no i nożyczkami osobiście wydłubałem korek, żeby się dziecko nie skaleczyło - podjął wątek Stefan, bo Junior trochę zwiądł na widok wyrazu twarzy rodzicielki. - No i... i wypiliśmy... i okazało się mocne jak cholera... a przedtem piliśmy piwo, więc...
- Matka - zaktywizował się znowu Junior - Nie wiem, co to było,*** ale po szklaneczce nie mogłem wstać...- w głosie dzieciątka dało się wyczuć pewien szacunek.
- Dobrze wam tak - powiedziała MPW mściwie i zabrała Stefanowi resztę barszczyku. - Po pierwsze, co ci mamunia mówiła?? Nie mieszać alkoholi, podstawowa rzecz! A po drugie zapamiętaj sobie raz na zawsze - mamunia słabych win nie robi!
I wyniośle poszła na dół, by podjąć nieudaną próbę reanimacji Teżeta w sałatce.
No jak tu się starać, kiedy tym chłopom zależy tylko na tym, aby "pizgało w beret"...?
Morał z tej historii niech każdy sobie wyciąga sam. Ot co.
PS - Epilog rzeczowy.
Nikomu więcej nic nie zaszkodziło, nikt nie zamarzł w lesie, zwłoki spod łazienki przeżyły, a Teżet obudził się dokładnie minutę po tym, jak MPW i Młodemu udało się wypchnąć za bramę samochód z ostatnimi gośćmi, a była to piąta po południu.
* Do dziś nie udało się ustalić, czy zrobił to przez pomyłkę, czy chciał się napić czegoś kalorycznego.
** MPW Stefanami nazywała wszystkich magistrantów i doktorantów. Po zrobieniu swoich magisterek i doktoratów odchodzili a przychodzili nowi, więc MPW nie chciało się wysilać pamięci, zwłaszcza, że wszak nie ona się nimi zajmowała. Oczywiście robiła wyjątki dla tych bardziej ulubionych. Stefan spod okna pozostał Stefanem z rozpędu, mimo, że po doktoracie został na uczelni.
*** Rzeczywiście był to jabolek, kompletnie nieudany, dlatego MPW go nie schowała.