
Prawdę mówiąc kocia mamo, moja Yoko była przed adopcją 2 miesiące w klatce w lecznicy w Warszawie,spuśćmy zasłonę miłosierdzia gdzie.
Jak ją zaczęłam odrobaczać

to lepiej nie móiwć, bo tylu "obcych" w jednym kocie, to jak żyję nie widziałam.
Ząbki leczę bo tragedia w buzi, chuda była i kaszlała od tych robali, teraz zaczyna tyć.
Były tasiemce, były glisty, były nicienie

do wyboru, do koloru. Wyglądało to jak żyjące kule makaronu (potem martwe) jak zaczęły wyłazić.
Teraz mamy jeszcze 2 kuracje odrobaczania przed sobą w domu, dla obu kotów ( na wszelki wypadek).
Zęby leczymy.
Antybiotyk na katar dajemy.
Potem zostaną szczepienia.
Testy na FIV kicia jak mi napisały dziewczyny z fundacji miała zrobione i wyszły ujemne, ale powtórzę jak będzie w miarę zdrowa, bo po tym "makaronie żywym" to już tej lecznicy nie wierzę.
kocia mamo ... spójrz na to tak :
W sumie , to i tak kotka ma szczęście , że trafiła do Ciebie, bo w końcu ktoś się nią porządnie zajmie
