Nowe kocie zmatwienia.
U mnie w pracy pojawiła sie nowa kotka z wyciągniętymi sutkami.

Coś w tej naturze się "pogibało", zeby zwierzaki rodziły w grudniu. Dziś spędziłam 2 godziny w "firmowym" ogrodzie, przeszaukiwałam budki, krzaki, zakamarki. Kociaków nie ma.
Jeżeli nie dość dobrze je ukryła zginą z zimna. Chciałam je zabrać razem z kotką, ale w tej sytuacji jestem bezradna.
Będę obserwować kotkę, gdzie chodzi, ale nie mogę przecież 8 służbowych godzin spędzać w oknach.
Drugi zgryz. Idąć dziś do pracy widziałam młode kocię za zamkniętym oknem piwnicznym. Ktoś go tam karmi czy zamknął okno nieświadomy kociej obecności? Muszę iść po pracy pukać do obcych drzwi. Nie cierpię czegoś takiego. Jak tu trafić na właściciela piwnicy w bloku? Dozorca jest dochodzący, też pewnie nie zna lokatorów.
Ile to kocie tam siedzi? Na wychudzonego nie wyglądał, co prawda. Nerwy mnie trawią, serce telepie.
Mrozy na razie niewielkie, ale koty chyba jeszcze z zimą nie oswojone, bo nawet na jedzenie niechętnie wychodzą. Dużo karmy zamarza. Po odmrożeniu już się nie nadaje dla kotów. Daję to ptakom.
Eh, zima, zima...... Zimą mam doła wilekiego jak krater wulkaniaczny. Biedne zwierzęta.
I na koniec prośba, ktoś wie albo ma linka, jak zrobić karmik dla sikorek z butelki po wodzie minaralnej. Widywałam takie, ale nie przyjrzałam się dobrze jak są wykonane. I czy w ogole lepsze to niż "kula zimowa" albo słoninka na sznurku?