Po wieczornym dyżurku - koty na zdrowej były nakarmione jeszcze z rana(?) więc nie dodawałam więcej. Leki podane, Ziutek był grzecznym pacjentem. Białobura kicia mizia się jak opentana, ta ruda w wolierze też się da pogłaskać, ale udało mi się dziś pogłaskać Ogonka a on mruczał i nadstawiał się żeby więcej

Pogłaskałam też dużego kocurka pingwinka dał się, choć nie sprawiał wrażenia zbyt ucieszonego. W misce miał wyjedzone, więc dałam mu jedną porcję z dołu. On patrzył z dużym zainteresowaniem jak się bawiłam wędką i piłeczką z towarzystwem. Było zwymiotowane - sprzątnęłam (któryś heftnął chrupkami), zmyłam podłogę etc.
Na kwarantannie podałam te leki, których nie podała Terenia (i te, co są 2xdziennie), nakarmiłam wolnobiegające stado (na blacie, wykorzystując fakt, że Łezek spał na ocie(p)lonym parapecie. Wszystkie kotki w boksach miały jeszcze suche i mokre, Rudolf wymiotował przy mnie dwa razy

. Ponieważ miał bardzo zapchany nos odessałam mu gluty strzykawką, którą oczywiście wywaliłam. Dałam mu termoforek z gorącą wodą. Mamy na kwarantannie wolnobiegające 3 krówki i 3 pingwinki - może by jakieś obróżki z imionami, bo się zajączkuje momentami jak trzeba podać leki. Melchior ma teraz brzydkie oczy, ale jak wyzdrowieje...
Nie wywaliłam śmieci, bo się bałam (nie było oświetlenia wokół) i spieszyłam się na autobus (który mi zwiał jak byłam krok od drzwi

). Nakarmiłam burobiałego dzikusa co przyszedł, nie widziałam czarnych - może będą później.