Też przeszłam taki moment, kawałki uszu wiszące na strzępach... pamiętam, usiadłam na podłodze i rozryczałam się jak bóbr, tego dnia też powiedziałam członkom rodziny, że Mimi nie powinna się tak dłużej męczyć. Zapadła długa cisza. Mimi usiadła z nami przy stole i patrzyła na nas, jak człowiek, na każdego z osobna i była bardzo smutna. Wtedy tak się wnerwiłam, że walnęłam głośno w stół i krzyknęłam, że koniec! Koniec już tego dramatu! Że nigdy sobie nie wybaczymy jeśli się poddamy, że trzeba walczyć do granic. Wtedy właśnie pierwszy raz przesiedziałam w necie całą noc, potem wiele kolejnych, wypożyczyłam książki, odstawiłam jej wszystkie leki, wykluczyłam wszystkie najbardziej popularne alergeny (dziś widzę, że wiele wycelowałam na ślepo

), prześledziłam książeczki... ach, działo się. Dziś, gdy widzę Mimi skupioną na kręceniu ósemek wokół nóg i ciągnięciu sznurka do zabawy zamiast na drapaniu, aż kładę po sobie uszy jak pomyślę, co w ogóle wpadło mi do głowy!
Zauważyłam, że to całe drapanie odbywało się falowo. Np. tydzień mocno, potem lżej, innym razem na mc był prawie spokój, a przez kolejne dwa dziki szał. Mimi też po założeniu kołnierza na chwilę ucichła. Potem po zmianie kołnierza na inny. Też drapała się w kołnierz. Dopiero w ostatnich miesiącach dobrała się do uszu, po 2,5 roku znalazła sposób,a to dlatego, że jej stan ewidentnie się pogorszył. Miała ciągły stan zapalny uszu, spojówek, błon śluzowych pyszczka.