Sytuacja wyglądała tak że kota wpuszczono do klatki, ja mu porobiłam zdjęcia i zamieściłam ogłoszenia na różnych stronach.. zgłosiły się 3 osoby (w tym ta pani z Warszawy // ponieważ jak się okazało przez przypadek zamieściłam ogłoszenie o kocie w dziale miasta Warszawa) a w tym czasie ktoś wypuścił kota z klatki. Najpierw rozważałam najbliższe opcje, udało mi się znaleźć i złapać kota, wykąpałam go (zawszony biedaczek..), nakarmiłam i poświęciłam mu praktycznie swoją całą uwagę. Miał u mnie zostać dosłownie tylko jeden dzień a już na drugi pojechać do nowego domku.. Niestety pani z Gib zaczęła kręcić.. umówiłyśmy się w konkretnym miejscu i godzinie, następnego dnia piszę czy dalej aktualne.. a ona mi odpowiada że jeszcze nie wyjechała, potem że robi zakupy, na świętą noc pisze że miała awarię samochodu.. po prostu..

druga pani z Suwałk też się ze mną umówiła, podałam jej mój adres, miała przyjechać, na drugi dzień pisze że "kaca" ma.. mówię że mogę przywieźć kota ale już się nie odezwała.. trzecią osobą była właśnie pani z Warszawy. Nigdy bym się nie spodziewała że osoba z Warszawy weźmie kota z Suwałk. Ale.. najlepsza decyzja w moim życiu. W nocy pozbierałam się, nakarmiłam kota, wsadziłam do pudełka jego ulubioną zabawkę, wsadziłam biednego kiciusia i obkleiłam dokładnie karton taśmą (oczywiście miał w środku wyścielone, a na górze były porobione dziurki). Zawiozłam malucha na dworzec.
Wśród gryzoniowego społeczeństwa transport PKS jest praktykowany i sprawdza się całkiem nieźle.
Zawsze na pudełko doklejam dane wysyłającego (czyli mnie) oraz osoby odbierającej (w tym przypadku pani Barbary) i oczywiście dodaję numery telefonów. Zawsze staram się aby pudełko ze zwierzakiem znalazło się przy kierowcy, albo w okolicach przednich siedzeń

tym razem również się udało.
Pan kierowca chciał zwierzaka chciał dać do bagażu.. powiedziałam że kot zmarźnie i nie ma mowy o takim czymś.. poszłam do drugiego kierowcy i się zgodził aby kot jechał w autobusie

wsadziłam karton z kotem pod pierwsze przednie siedzenie.
Nie powiem, też się najadłam strachu jakby nie patrzeć.. jeszcze było godzinne opóźnienie i zamiast być o 9.05 to autobus dojechał dopiero około 10.30. Wychodziłam podczas przerw szkolnych i dzwoniłam do pani Barbary.. po prostu wielki strach. Na szczęście ona cierpliwie czekała, odebrała kociaka jak już autobus z Suwałk dojechał i zabrała go taxówką do domu.
Dzisiaj dostałam wiadomość od niej: "Kotek jest przeuroczy, był u weterynarza, jest zdrowy, pierwszy etap odrobaczania za nim, śpimy w nocy razem, nasza kotka zaczyna go akceptować i bardzo pani dziękujemy za, że może tutaj z nami dzisiaj być

" plus w następnym dodała że może co jakiś czas przesyłać fotki kiciusia

Ogólnie jestem zadowolona z tego jak to się zakończyło i mam pewność że trafił w dobre ręce.
Kota nie mogłam dużej trzymać, w domu miałam tylko prowizoryczną kuwetę z której skorzystał tylko raz, w noc przed wyjazdem (skubaniec jeden, chyba chciał się podlizać.. aby mógł zostać na dłużej), a tak to robił mi w domu jak popadnie, a nie chciałam go trzymać cały czas w łazience (gdzie wyjęłam dywaniki aby mógł się załatwiać). Mały bąbel narobił mi na poduszki, na mamy dywan.. już nie mówiąc o grubszych sprawach

z których mama nie była zadowolona... W mamy pokoju nie mamy drzwi.. a więc kot miał wolny dostęp do jej puchatego dywanu i ukochanych kwiatków. Mieszkanie 2 pokojowe, plus kuchnia i łazienka.. a w domu moje własne zwierzęta: pies, dwie świnki morskie i chomik (zwierzęta klatkowe jako że się nimi interesuję mają dość sporawe klatki i zajmują mi kawałek domu). Oczywiście kicia polowała mi na prosiaki, więc przez kilka dni musiały mieszkać w klatce przykrytej prześcieradłem aby nie wzbudzać jego zainteresowania. No i pies który nie był zadowolony ze wspólnego karmienia, ale ogólnie nic kotu nie robił, po za tym że się kota trochę bał jak ten przychodził się do niego przytulić, po prostu nie wiedział jak się ma zachować, zazwyczaj po prostu szedł w drugi kąt. Tylko podczas spania w nocy był spokój, kot spał mi na brzuchu a pies tuż obok nas. Małe mieszkanie, spora ilość zwierząt no i przede wszystkim to że kot miał być u nas tylko przez chwilę zadecydowały o tym że musiałam kota jak najszybciej wysłać do nowego domu - aż w Warszawie.
To tak bardzo skrótowo - co, jak, dlaczego i na szczęście dla wszystkich - szczęśliwe zakończenie
