
Felix ma niecałe 6 lat, u nas jest od prawie pięciu. Do tej pory to był okaz zdrowia, praktycznie nic mu nie dolegało. 2 tygodnie temu zauważyłam, że ciągnie go na wymioty, tak śliną, ale kiedyś już tak miał i było to zwykłe przeziębienie. Po 2 dniach jakoś tak przestał jeść co mnie już zaniepokoiło poważnie, bo Felix zawsze pierwszy do miseczek był. Myslałam, że go gardło boli. W zeszły poniedziałek pojechaliśmy do weta na zbadanie, wyników nie dało się zrobić, bo jadł z rana - dostał tylko synulox i przeciwzapalne. We wtorek wyniki zrobiono i okazały się tragiczne jeśli chodzi o nerki
- mocznik 107
- kreatynina 10,2
- fosfor przekroczony o 2 jednostki ( nie pamiętam dokładnie teraz bo jestem w pracy, a wyniki w domu).
Morfologia w normie.
No i potwierdzony Felv testem - od sierpnia wiedzieliśmy, że nasz Rudi ma potwierdzoną białaczkę więć niestety liczymy się z tym, że reszta stada też ma.

Od środy miał codziennie kroplówki do soboty. Między czasie zrobiliśmy usg i okazało się , że nerki są o jakieś 25-30% powiększone i obrzmiałe. W niedzielę miał przerwę od kroplówki i wczoraj znowu wyniki. Nerkowe mielismy od razu:
- mocznik >130,
- kreatynina > 13
i w jednym i w drugim skonczyła się skala i dlatego nie wiemy ile naprawde.
Przed chwilą dostałam też wyniki morfologi i tutaj też porażka - dużo gorsze niż tydzień temu, pojawiła się leukemia ( nie wiem czy dobrze usłyszałam przez telefon) i cechy niedokrwistości.
Weci ręce rozkładają i nie bardzo mają pomysły co robić dalej, bo uważają, że to powikłania białaczkowe a ja chciałabym powalczyć jeśli jeszcze jest jakakolwiek szansa, że mogłoby się udać wyciągnąć go z tego stanu.