Katar i oczko jeszcze leczymy. Wrzód jest, ale gdzieś tam prześwituje już źrenica - co mnie bardzo cieszy.
Przy okazji ciocia wyczyściła uszy, bo był bałagan i w domu zapodaliśmy otifree i onidermyl... no i wtedy się zaczęło. Biedak dostał chyba jakiegoś uczulenia, płakał, trzepał uszami, drapał się. no widać było, że cierpi straszliwie. w ogóle to cały zaczął się iskać, jakby miał pchłę... Już nie wiedziałam jak mu pomóc - nosiłam na rekach, zabawiałam - nic, tylko płacz. Wreszcie udało mi się dodzwonić do Ani i za jej radą zapodałam mu zbawienny atecortin. No i trochę się uspokoił. A dzisiaj rano już było ok. ufff

Juz mu nie będę grzebać w tych uszach...