Dokociłam się na weekend.
Moja przyjaciółka wyjechała zostawiając mi pod opieką wspominanego juz tu wielokrotnie Felka.
Jak zwykle miałam być dochodząca, więc jak zwykle zabrałam łobuza na górę.
Wparował jak zwykle do mieszkania i beztrosko zwiedza.
Doszedł do łazienki i ....

.
Zrobił się wielki z najeżonym grzbietem i ogonem jak choinka.
Bohatersko schował się czym prędzej za moimi nogami i zaczął bulgotać i syczeć.
Z łazienki wyjrzało

.
Bezbrzeżne zdziwienie zmieniło wielkie gały moich futer w dwie dychy czyli cztery razy po 5 zeta.
No i tak tkwią już od ponad godziny.
Naburmuszony Felek pod drzwiami wejściowymi i moje koty w różnych konfiguracjach patrzące na to nowe zjawisko z nieustającym zdziwieniem.
Co wzbudziło moje największe zdziwienie to fakt, że Betty - moja płochliwa Betisia - pierwsza wyszła na spotkanie przybysza chcąc go obwąchać. Niestety gośc okazął się gburem, więc bardzo powoli i statecznie kręcąc puchatą pupą, wychodząc widać z założenia, że z wariatami trzeba ostrożnie wycofała się na z góry upatrzoną pozycję.
No i dalej się gapią na siebie.