Dzisiaj byliśmy na zdjęciu szwów...
Ogonek jest zagojony, ale w jednym miejscu jest taki strupek, wet dał nam maść i mamy smarować jeden raz dziennie i za tydzień do kontroli, gdy kikutek bedzie już czyściutki wtedy weżniemy się za szczepienie, odrobaczanie...
Ale, Ale...Muszę Czarnego Cudaczka pochwalić!
Mocno nas zaskoczył
Jechał do weta bez kontenerka, miał tylko obróżkę pożyczoną od Kropki a smycz po Muszelce, owinęłam kocio ręcznikiem i takiego trzymałam na kolanach.
Jaki był grzeczny!!!!
W samochodzie podziwiał świat za oknami, potem w poczekalni interesowało go dosłownie wszystko, ale siedział grzecznie, co chwilę wyciągał lewą łapkę (
bo nie wiem czy informowałam, że kocio jest lewołapny) i zaczepiał, żeby go głaskać po łepku, po czym zaczynał mruczeć...
Rambuś czekał bardzo cierpliwie na swoje wejście do gabinetu, a potem był bardzo dzielny... w trakcie, zdejmowania szwów nawet nie drgnął...
A dlaczego jechał na kolankach?
Bo w kontenerku jechała...Lunka
Dzisiaj od rana nie chciała się dawać nosić na rękach, gdy ją dotknęłam z boku pod łopatką po prawej stronie to miaukała...
więc przy okazji wet tez i ją obejrzał, a @ zachowywała się tak, jakby nie była żywym kotem tylko kocią skórką...
wet ją macał, gniótł, nieomal nią wywijał...a ona...jakby jej nie było...
Po powrocie do domciu Rambuś dostał w nagrodę jedzonko i "wolność" tzn. wrócił do normalności i ganiał po całej chałupce...
Luneczka też dostała swoje ulubione żarełko i poszła...do sypialni, żeby mały jej przypadkiem nie dotknął...jakaś taka obrażona,czy cóś...bo wet niczego niepokojącego nie zauważył...
Ale, jakby co, to jutro znowu na wizytę...zobaczymy...