Byłam u kotów. Dziś przy mnie było 10. Zawiozłam dużo jedzenia, ale nie rzuciły się łapczywie, bo wciąż mają suchą w dozowniku. A tam mieści się kilka ładnych kilogramów. Kucnęłam tam u nich i trochę z nimi pobyłam. Słyszałam tylko jak ludzie mijają szopkę spiesząc do kościoła . . .
Niestety zauważyłam, że więcej kotów zaczęło pokasływać, niektóre mają nie ładne oczy. Podam unidox, ale muszę tego dużo kupić. Zapytam wetów, co ewentualnie można jeszcze podać, żeby je wzmocnić. Teraz koty mają jedzenia tak dużo, że nie przejadają. Jednak przez kilka miesięcy cierpiały głód. Ich opiekunka poszła do szpitala, ta kobieta z zakładu, a my na ten teren miałyśmy wstęp utrudniony. Koty są zaniedbane, wycieńczone, dlatego chorują, mimo, że pogoda nie jest jeszcze najgorsza.
Gdy tak siedziałam u nich, minął mnie czarny maluszek. Zobaczyłam że ma takie chudziutkie tylne łapki i ogonek. Biegunka. No dobra, trzeba złapać na leczenie. Poszłam do samochodu po podbierak. Mały jednak powziął pewne podejrzenia, gdyż zaczął mi się bacznie przyglądać. Zrobiłam kilka prób, podchodziłam na odległość rączki podbieraka, udając, że zupełnie się nim nie interesuję. Jednak był czujny. W końcu usiadł sobie i nagle jego uwagę odwrócił inny kot. Spojrzał w bok, a ja wtedy delikatnie, bezszelestnie nakryłam go siatką. Przez chwilę był zdezorientowany, ale zaraz spostrzegł, że coś jest nie tak, a więc pora wiać. Miałam grube rękawice. Wzięłam to małe, chudziutkie, ale jakże dzielnie walczące ciałko w ręce, tak, żeby go zaklinować i uniemożliwić ucieczkę. Zaniosłam do samochodu i już tam przełożyłam do klatki. Wszystko odbyło się bez miauknięcia, prawie niezauważalnie dla innych kotów.

niestety, tak wygląda dach szopki

jemy sobie, ale chyba nie damy rady wszystkiego . . .

buda dla kotów w szopce

styropianowa budka dla kotów

wciąż nie ubywa z michy . . .

pingwinek w środku, też ma zapłakane oczka

tego złapałam dziś

zawołajcie chłopaków, jest wyżerka . . .