Ze mną to jest jakoś tak, że jak mój organizm nie chce czegoś zrobić - to nie zrobi i żadne przymuszanie nie pomoże
A czasem jest tak, że mój organizm robi coś sam z siebie, jak w transie, i nic nie jest w stanie go powstrzymać.
Ten drugi przypadek zaistniał w sobotę.
Wstałam wcześnie, pozbierałam się szybko, wyszłam z domu, wsiadłam w autobus nr 502, następnie przesiadłam się do autobusu 109 i o godzinie 10.00 przekroczyłam bramę Schroniska przy ulicy Rybnej 3.
Po około 55 minutach opuściłam schronisko, taszcząc w transporterku "TO":
Jest to Otylia - nr 37/10/12.
W dniu wydania wet stwierdził: rok urodzenia 2004, otyłość, zapalenie przyzębia, zmiany guzowate w II i IV pakiecie po stronie lewej, a po badaniu krwi okazało się, że podwyższone są parametry wątrobowe i Otylia nie chce jeść.
W domu stwierdziłam, że co jakieś 2-3 godziny Otylia strasznie kicha i kaszle, ale nie ma wycieku z oczu - czyli: kaliciwirus.
Potwierdzał to fakt, że Otylia ma problemy z jedzeniem i piciem.
Wczoraj rano podjechałam do Schroniska i dostałam leki dla Otylii.
Zadziałały bardzo szybko i przynajmniej Otylia przestała tak okropnie kichać i kaszleć. I zaczęła pić bez problemu. Jedzenie podawałam jej na razie na silę.
W tej sytuacji zabieg mastektomii musi zostać przesunięty w czasie, do chwili wyleczenia kataru.
Podczas zabiegów Otylia kopie i wrzeszczy, ale nie drapie z premedytacją
Poza tym prawie cały czas mruczy.
Z Kropcią warczą na siebie.
Otylia jest strasznie biedna - mimo tego, ze schudła w schronisku, to nadal jest tak otyła, że z trudem chodzi i co kilka kroków kładzie się, żeby wypocząć.
W Schronisku nawet byli zdziwieni jej tuszą, bo wyglądało tak, jakby właściciel trzymał ją gdzieś bez ruchu i tuczył - Otylia została oddana do schroniska, bo właściciel trafił do szpitala.
Ja nazywam ją Tysia.