Witajcie, długo się zbierałam, by napisać w wątku, który tak naprawdę przestudiowałam już od deski do deski kilkukrotnie, chociaż tak naprawdę ze względu na jego tematykę - chciałabym w ogóle go nie poznać, a już na pewno nie w takiej sytuacji

Muszę jednak gdzieś wylać żal, który się we mnie zbiera, a wiem, że tutaj miłośników tych uroczych stworzonek jest bezliku i zostanę zrozumiana..
Ale do rzeczy..
Cała "historia" rozpoczęła się w okolicach 19/20 października. Do tego czasu nasz mały Ozzy był zdrów jak rybka, skakał, brykał, psocił - jak to mały kotek. Dzisiaj ma około 5 miesięcy i już nic nie jest takie kolorowe. Ma - bo na szczęście nadal jest z nami, ale jak długo? Tego nie wie nikt..
Miesiąc temu zwróciło moją uwagę dziwne zachowanie kocurka - mniejszy apetyt, ospałość, mniejsze wypróżnianie się (nagle rzadziej trzeba było sprzątać kuwetę) - zabrałam go zatem do weterynarza. Po oględzinach pani weterynarz stwierdziła, że maluch ma mały zator w jelitach - podała jakiś syrop (niestety nie pamiętam jaki, a wpisu do książeczki nie zrobiła, mimo że ją dostała :/) i witaminki. Syrop u Ozzy'ego spowodował jednorazową biegunkę. Poza tym żadnych zmian.
Jednak w zachowaniu malucha nic się nie zmieniło, stwierdziłam, że udamy się do innego weterynarza. Tak też zrobiłam. Po dokładnym wywiadzie ze mną - doktor na początku przypuszczał złe odrobaczenie kociaka (Ozzy'ego wzięliśmy ze schroniska) - tylko na jeden rodzaj robaków, jak wynikało z danych z jego książeczki. Zlecił więc odrobaczenie. Po skończeniu odrobaczania - bez zmian, no i brak robaków.. Wracamy do weterynarza, który w tym momencie jest już mocno zaniepokojony. W tym czasie maluch pierwszy raz miał temperaturę (wcześniej mierzono i była w normie) - 39,8 st. Zrobiono USG - brak płynu. Badanie krwi - mocno obniżony poziom czerwonych krwinek. Test na FIV/FELV - negatywne; trzustka, wątroba, nerki - wszystko w normie. Wysłano krew na badanie hemobartonell - jednak po konsultacji z innym weterynarzem, nasz lekarz od razu przepisał UNIDOX - aby już zacząć działać, dodatkowo żelazo w tabletkach. Oprócz tego kolejnego dnia dostał kroplówkę. Hemobartonell - negatywny. I nadal nic nie wiadomo.. Nasz weterynarz znów zasięgnął konsultacji innego weterynarza, który z kolei bez mrugnięcia powiedział - FIP.. Dla niego sygnałem jest wciąż nawracająca gorączka, której nie da się wyeliminować na dłużej. Temperatura podczas wizyt w późniejszym czasie oscylowała na granicach 40,2 - 40,6 st. - nieustannie. Wysłano krew do badania w kierunku FIP. Kilka dni niepewności i strasznych przeczuć.. wyniki są. Pozytywne.. Lekarze rozkładają ręce.. ja nie wiem, co robić. Ich diagnozę poznałam, znam ich opinię i co oni sugerują.. Po otrząśnięciu się z tych wszystkich strasznych wieści - proszę o wydrukowanie historii choroby malucha, chcę poznać opinię innego lekarza.. Jakąkolwiek deskę ratunku

Tym bardziej, że w między czasie - Ozzy'emu wrócił apetyt, nawet mocno konkretny i mimo, że nadal bardzo dużo śpi, to również ma dobre momenty..
Zabieramy malucha do kolejnego lekarza. Przedstawiłam sprawę dokładnie, lekarz obejrzał wyniki. Zrobił USG - niewielka ilość płynu w płucach, jama brzuszna czysta. Pamiętam, że spojrzałam na lekarza z przerażeniem.. płyn.. Umawiamy się na kolejny dzień, by ocenić, jak zmienia się (i czy w ogóle) poziom płynu. Kolejny dzień - z płynem żadnych zmian. Ale.. maluch nie ma gorączki - pierwszy raz od ponad 2 tygodni bez żadnych wspomagaczy, w tym miejscu nadzieja na nowo odżyła. Nowy weterynarz mówi, że on kociaka nie skreślałby tak szybko. Nie mówi, że będzie dobrze, ale nie mówi też, że mamy się poddać. Potwierdza mi to, co już wyczytałam - że nie tak łatwo zdiagnozować FIP, a oznaki FIPa nie muszą być właśnie FIPem - a wynik pozytywny oznacza nosicielstwo, nie od razu chorobę. Więc walczymy.. Lekarz sugeruje, by nie odstawiać Unidoxu ani żelaza. Kontynuujemy zatem leczenie i stale przychodzimy na kontrolę. Gorączka wraca - 40,2 st.. Ozzy dodatkowo dostaje w kapsułkach preparat na poprawienie odporności. USG - płyn w płucach bez zmian, pojawiają się też niewielkie ilości w jamie brzusznej, na szczęście - niewielkie.. Po kilku dniach.. płyn zanika. Oprócz tego żadnej żółtaczki, wymiotów, biegunki. Wciąż jednak ta nawracająca gorączka (w tym momencie już niższa), ospałość, no i niedokrwistość... Mimo leków - tutaj przy kolejnym badaniu krwi jest jeszcze gorzej, poziom czerwonych krwinek wciąż spada..
I to jest generalnie ten moment, w którym jesteśmy

A ja się czuję, jakby to wszystko już trwało wieczność.. Ciągłe huśtawki nadziei i upadków na ziemię przy gorszych wynikach.. Ale cały czas walczymy.. z cichą nadzieją, że to jednak nie FIP.. Przy ostatnich badaniach krwi lekarz powiedział, że coraz bardziej prawdopodobna staje się ta najgorsza diagnoza, jednak na ten moment nie doradza tej ostatecznej decyzji - maluch nie cierpi, wcina aż miło, pije - jednak sen to jego główne zajęcie.. Czasem gdzieś pospaceruje, czasem przyjdzie się poprzytulać, ale ogólnie.. to nie ten kocurek sprzed choroby

Oprócz tego chudnie, mimo że wcina sporo - przed chorobą gdy go ostatnio ważyłam - ważył 2130g, w tym momencie jego waga jest poniżej 2kg
W piątek kolejne badanie krwi, leków nie odstawiamy (a nuż..)..
A w tym momencie maluszek siedzi obok laptopa, patrzy na mnie tymi swoimi dużymi mądrymi oczętami i wiem, że mi ufa. A ja.. z całych sił marzę o tym, aby jednak się udało..
