Już jesteśmy po wizycie, za transport gorąco dziękujemy Aś
girlonthebridge, dziękujemy za kciuki
Niestety, nie jest dobrze. Będziemy się cieszyć Frodem najwyżej kilka miesięcy

Dr Jagielski potwierdził najgorsze.
Opis z wcześniejszego badania histopatologicznego:
ROZPOZNANIE:
Podejrzenie raka włóknistego z destrukcją kości.
KOMENTARZ:
Kombinacja komórek mezenchymalnych oraz nabłonkowych w pierwszej kolejności pasuje do raka włóknistego.
Najbardziej prawdopodobny jest wariant włóknisty raka płaskonabłonkowego. Nowotwór ten może rosnąć lokalnie
destruktywnie, dawać nawroty oraz przerzuty. Prognozowanie jest odpowiednio ostrożne.
W diagnostyce różnicowej pod uwagę brano również nowotwór zębopochodny, jednak ostatecznie uznano go za mało
prawdopodobny.
Frodo ma bardzo zniekształconą żuchwę. Na szczęście jeszcze je, ma apetyt i bawi się (potem wrzucę kilka fotek).
Operacja nie wchodzi w rachubę. Leczenie... Trudno to nazwać leczeniem, przedłużenie życia do może 5 miesięcy... Ale jakim kosztem (nie mówię tu o pieniądzach)

Może być radioterapia - jednak robią ja tylko za granicą, trzeba przeznaczyć 3 tygodnie i chyba 2500 euro. W naszym przypadku odpada.
Są też 2 metody chemioterapii (jedna wymaga wizyt co tydzień, druga co 3 tygodnie). 3-5 miesięcy, tyle co możemy zyskać. Ale kotka najlepiej izolować, myć ręce po każdym głaskaniu, unikać kontaktów... Kobieta nie może być w ciąży, bliższe kontakty nie są zupełnie obojętne dla zdrowia innych mieszkańców (chyba ze się zachowa pełną higienę, ale czy to wykonalne??). Jest też Kajtek, przecież nie zabronię mu lizać kumpla...
Jest jeszcze farmakoterapia - lek jeszcze dobrze nie poznany, niedawno wprowadzony do sprzedaży, nie wiadomo czego się po nim spodziewać, ile da czasu. Raczej nie więcej niż wspomniane wcześniej terapie, ale czy w ogóle... Koszt niestety jest duży - 800 zł miesięcznie (tabletka 53 zł, co drugi dzień). Nie mamy tych pieniędzy

Nie pamiętam, czy mówił , że przy tym leku tez trzeba izolować...
Mamy tylko takie opcje.. Musimy wszystko przemyśleć, ale jedno jest pewne - nie możemy zafundować naszemu kotu życia w cierpieniu i ciągłym stresie. Dla Frodo chemioterapie, ciągle jazdy do lekarza, czekanie, a dodatkowo jeszcze jakaś izolacja... Nie moglibyśmy go tak głaskać jak do tej pory. Ślina mu cieknie, więc ciężko o higienę

Czy nie lepiej, aby był do końca przytulany, głaskany, kochany najmocniej jak się da? W domowym cieple, bez stresu...
Kupiliśmy lek przeciwzapalno-przeciwbólowy (w syropie), aby nie odczuwał bólu, bo to najważniejsze. Ważne, aby jadł, podobno zwierzęta z nowotworem prędzej umierają z głodu niż od samego raka czy przerzutów, bo nie są w stanie z bólu jeść
Popłakałam się u lekarza
Niby się spodziewałam takiej diagnozy, ale liczyłam na cud