» Wto lis 06, 2012 20:46
Re: Czesiaczkowy team - sterylizujemy wiejskie koty
Pani, która karmi te koty to pracująca tam na pół etatu księgowa. Oni ledwie tolerowali to, ale i tak musiała karmić w ukryciu, żeby im na oczy nie nachodzić, bo też mieli jej za złe. A teraz ona w szpitalu i nie wiadomo, czy wróci do pracy. Jej pracujący tam szwagier ma karmić koty, ale nie wiem, czy robi to systematycznie. Ja mam na te działki prawie 15 km, więc dość daleko i mogę tam podjechać co kilka dni. A w dodatku teraz to tylko mogę jeżdzić albo po zmroku, albo w weekendy, gdy buraków nie ma. Gdy mi tymczaska zejdzie to wezmę kolejnego kota z tego miejsca, najpierw maluchy, ale wiadomo przecież jak długo czasem trwają adopcje.
Z siemieniem lnianym nie próbowałam, ale może faktycznie wspomogłoby leczenie. Teraz Marusia i Jasio dostają metronidazol. Straszliwie gorzki. Moja fantazja dotycząca podania leku sięgnęła szczytu. Jasio gorzkie leki często wymiotuje. I tak po przetestowaniu na nich przeróżnych sposobów, polecam: . . . smalczyk. Jasiowi cały kawałeczek obtaczam w smalcu i wrzucam do gardziołka. A że się przylepia do palca, to przyczepiam go na czubku strzykawki i mu wkładam do pysia. Ładnie przełyka bo to nie tylko poślizg ma, ale i smakowite jest. Marusi muszę rozkruszać i robię papkę ze smalcem, bo kawałek to językiem zawsze wypchnie. Taką papkę wkładam do strzykawki i wstrzykuję jej daleko do gardziołka. Każdy sposób dobry jeśli jest skuteczny. Oprócz tego podaję im codziennie probiotyki, bo to silny środek jest.
Na efekty czekam. Ale to dopiero trzeci dzień podawania leku.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop