Ewa, Basiu, robię dokładnie to samo co Wy
Dwie ostatnie dziewczynki wywiozłam na zdjęcie szwów, a później na podwórko do ludzi, którzy się nimi zajmują. Wdzięczność ogromna, bo koty mnożyły się u nich na potęgę, a nie było ich stać na zabiegi. Jeszcze biega tam kilka tegorocznych, z lata, jeszcze za małych na sterylki, ale na wiosnę, jeśli znów zdobędę fundusze to i ich ciachnę.
Jedna z kotek przerażliwie przez te dziesięć dni u nas przytyła. Ale w końcu dostała coś dobrego i jadła jak prosiaczek. Weci ze ździwienia wyjść nie mogli, że kilka dni a prawie, że podwojenie wagi.
Muszę przyznać, że dobrze układa mi się współpraca z tymi wetami od sterylek. Mam określoną kwotę na ten rok, która powoli się kończy. Mniej więcej co miesiąc za zrobione zabiegi weci wystawiają fakturę, którą zawożę do Urzędu Gminy. Bardzo obniżają koszty. I tak teraz faktura wyniosła około 1340 zł, a zostało zrobionych 11 zwierząt. 4 suki, 3 kotki, 3 kocury i 1 pies. Na suki wychodzi więcej leków, były duże, pies również. Dlatego jestem zadowolona. Chociaż oni też mają wygodnie, bo odpadają im później zastrzyki, wszystko robię sama
A poniżej najnowsza kotka, wysterylizowana przedwczoraj. Centkowana buraska została złapana pod szkolą, konkretnie od zaplecza, przy drzwiach kuchni. Pomieszkuje sobie w okolicy, bo i z kuchni coś rzucą lub ze szkolnej slużbówki. Jednak z nią jest problem: jest bardzo miziasta. I co, puścić ją pod szkołą? Tymczasować? Mogłabym, ale ciągle noszę się z zamiarem zabrania dwóch maluchów z terenu mojej pracy. Maja około 4-5 miesięcy, ale są drobniutkie i wyglądają na mniej. Z piątki już tylko dwa zostały. Łaciatek i burasek. Karmię ich i tam, dziś za murkiem zrobiłam im na szybko prowizoryczną stołówkę z kartonu, bo na weekend musiałam nasypać więcej karmy, a przy takiej pogodzie zaraz zrobiłaby się breja. Mam wątpliwości czy te maluchy przetrwają zimę, jeśli tam zostaną.

buraska