Choć starałam się, na pp chorowały wszystkie koty. Dorosłe nie dostały surowicy, bo wg weta nie było takiej konieczności. Faktycznie, u nich pp przeszło jak niestrawność, jedynie Antoniusz miał temperaturę jeden dzień. Podobno dla dorosłych kotów to nie jest tak niebezpieczne. Tragedia jest z maluchami.
Biedna Melusia nie dostała surowicy, bo choroba zmiotła ją w ciągu doby od rozpoznania, a ja nie miałam nawet czasu, żeby się dobrze w temacie rozeznać.
Ciapciuś, choć mniejszy i słabszy, okazał się silniejszy. Dostał surowicę przy drugim rzucie choroby i miał robiony test z kału. Bo też były wątpliwości, czy to pp

.
Pokój, w którym chorowały maluchy, jest prawie nieużywany. Odkaziłam całe mieszkanie (kilka razy domestosem i czymś tam specjalnym) i poprałam wszystko, co się dało - koce, narzuty, chodniczki, pościel, kołdry, poduszki. Teraz zachowuję się normalnie, nie jak zapowietrzona, bo kilkadziesiąt, a raczej dobrze ponad setka kąpieli i prań chyba zrobiły swoje.
Cały czas dokarmiałam koty, tylko jak miałam "czynną" chorobę w domu, to tylko dawałam im jedzenie z puszek i odchodziłam, nie dotykałam nawet misek, teraz normalnie je głaszczę, ciągam za uszy

, czekam jak zjedzą itp.