weatherwax pisze:mb pisze:przed rokiem, gdy Kasia miała podejrzenie nowotworu pęcherza, obiecałam jej, że nie pozwolę jej męczyć się bez sensu.
Tak jeszcze myślę, że to wymaga nie tylko samozaparcia i odwagi, ale jest po prostu oznaką bycia kochającym, dobrym człowiekiem. Nie pozwolić męczyć się niepotrzebnie, bez sensu komuś, kogo się kocha. Wymaga odłożenia gdzieś na bok swoich pragnień na rzecz spełnienia dobrego czynu dla kogoś. To wielka rzecz.
Chociaż bólu nie zmniejsza nawet o jotę.
Pani wet pytała mnie, czy chcę być obecna przy tym ostatecznym zastrzyku, czy wolałabym wyjść.
Byłam obecna i przy Pumci, i Bisi, i Kasi.
Jak mogłabym wyjść i zostawić je same, w ostatniej chwili ich życia, z obcym człowiekiem, w nieprzyjaznym miejscu?
Dawniej miałam nadzieję, że gdy ta chwila nadejdzie, moje koty odejdą z tego świata w domu, że będzie wystarczająco dużo czasu, aby wet mógł przyjechać do nas. Niestety, niczego nie udało się zaplanować.