Ponieważ w lecznicy jak zwykle przepełnienie, stwierdziłam że będę ją dokarmiać dopóki nie stworzę możliwości zabrania jej.
Kolejnego dnia znowu tam była i od wejścia zaczęła coś do mnie mówić. Bardzo łatwo zwabiłam ją do transporterka (na surowe mięsko) i zabrałam do lecznicy.
Okazało się, że nie jest w ciąży (jest po prostu grubiutka) i co najważniejsze: była sterylizowana!!! Musiała więc być domową kotką i albo została wyrzucona albo uciekła z domu.
Uszy w fatalnym stanie. Na świerzba jest już leczona, lecz przez pierwsze 2 dni aż wyła przy drapaniu. Musiało ją to boleć.
Kotka jest bardzo ułożona, grzeczna i przymilna. Na początku z braku możliwości chciałam ją odnieść na działki - ale jak tu wyrzucić z powrotem domowego kota! I to kiedy idzie zima.
Narazie rozwiesiłam kilka ogłoszeń ze zdjęciami - może właściciel się znajdzie. Mam też zapytania w sprawie adopcji, jednak tutaj mam pewne wątpliwości, bo oba domy na wsi. Pozostaje mi przeprowadzić wizyty przedadopcyjne. Mam jednak szczerą nadzieję, że szybciutko znajdę jej domek - choćby tymczasowy.


