» Śro paź 17, 2012 19:13
Re: Nim6..byłam Kluseczką..jest DT u Ivarovej...ale rak...
dziś dzień pełen wrażeń - niestety głównie tych negatywnych. zabrałam dziś Kluseczkę jak zwykle na kroplówkę do lecznicy. tam przyjęła nas jakaś wetka, której do tej pory nie spotkałam -ale w końcu podanie kroplówki nie wymaga nadludzkich umiejętności. zmarszczyła nos na samą wiadomość, że to kot schroniskowy. potem było jeszcze gorzej - wenflon w łapince tkwił już 5 dni i niestety się zapchał, nic nie chciało lecieć. co robić? ano trzeba założyć nowy. koteczka dostała jeszcze trzy zastrzyki (catosal, ornipural i synergal), które były dosyć szczypiące, ale dzielnie to zniosła. gdybym wiedziała jak ta wizyta się dalej potoczy to uciekłaby ile sił od tej wetki...zero podejścia do kotów. usiłowanie stosowania jakichś metod siłowych - "niech pani ją porządnie trzyma, za skórę na karku!" i tym podobne złote rady. Kluseczka zdenerwowana już czekaniem w poczekalni podczas golenia drugiej łapki płakała strasznie i próbowała się wyrywać. co udało mi się ją utulić i uspokoić to babsztyl wstrętny usiłował ją szarpaniem "doprowadzić do porządku". wetka zrobiła tak tylko raz - natychmiast schowałam Kluskę do transportera i oświadczyłam, że to jakaś farsa i wychodzimy. to jest kot po przejściach, zestresowany, o którego zaufanie dopiero się staram i nie pozwolę by ją znowu szarpnęła. nie ma co się więcej rozwodzić nad tą kwestią - tragedia. bardzo żałuję, że nie pojechałam od razu na białobrzeską, bo w końcu tak zrobiłam. tam udało się założyć wenflon za pierwszym razem, chociaż kocia trochę się złościła - czemu się wcale nie dziwię. udało mi się też porozmawiać z dr jagielskim, który był chyba trochę zdziwiony tym, że Kluseczka zaczęła jeść i czuje się lepiej (a przynajmniej nie gorzej).
w domu zachowywała się zupełnie normalnie - apetyt troszkę spadł i zjadła tylko pół tacki sheby,ale Kluseczka lubi jeść w nocy więc mam nadzieję, że jutro rano miska znów będzie pusta.
chciałam dać jej trochę conva w strzykawce, ale gdy tylko poczuła, że kładę jej rękę na łopatce i przytrzymuję (delikatnie!) okropnie krzyknęła jakbym ją obdzierała żywcem ze skóry. oczywiście od razu dałam spokój. do tej pory też nie lubiła takiego karmienia, ale co najwyżej burczała gniewnie, ale tak nie krzyczała. martwię się strasznie, że to są konsekwencje dzisiejszej wizyty i że Kluseczka nie pozwoli mi podawać sobie leków - jak do tej pory. czuję, że strasznie nawaliłam i ją zawiodłam;( chociaż wciąż siedzi mi na kolanach i pozwala drapać się za uchem, to obawiam się czy wszelkie działania "paramedyczne" (karmienie strzykawką, podawanie parafiny, leków) nie będą w niej odnawiały urazu i wywoływały stresu.
a tak dobrze szło - dziś znów odrobinę więcej ważyła (przed kroplówką i przed karmieniem). widać też, że ma więcej siły - jest żywsza, więcej rzeczy ją interesuje. kurczę jutro lecę chyba po feliway albo inny specyfik. mogę ją tylko przepraszać i mieć nadzieję, że to nic trwałego ;(
ogólnie stresy lecznicowe znosi bardzo dzielnie - nie widać by się bała. raczej dyskomfort sprawia jej zamknięcie w transporterze jako takie. po powrocie do domu normalnie spaceruje, łasi się, wskakuje na kolana i je - jak zdrowy kot. a dziś ten krzyk przy karmieniu convem. kurczę - czekać? obserwować? umawiać się do kociego behawiorysty?
Sie warten auf mich am Ende der Nacht...Don Vito - 25.10.2010r.; Helmucik - 05.10.2011r.; Stefan - 28.09.2012r.; Fryc Frycunio - 05.10.2015 r.....