» Nie paź 14, 2012 16:45
Re: Koty wrzucone w worku do Wisły- Płock CZEKAJĄ NA DOM...
A więc od początku. Kotki znalazły nowy dom i.... z powrotem wróciły do mnie. Może od początku.
Moja praca polega na ciągłych wyjazdach. Dlatego bardzo ucieszyłem się, kiedy zgłosiła się do mnie młoda dziewczyna z chęcią adopcji kotów. Powiedziała, że mieszka za miastem, ma działkę z dużym domem, szuka 1- 2 kotów. Warunki miały mieć bardzo dobre, co prawda nie wykluczała, że będą to koty wychodzące, ale miał być to dom oddalony od szosy o kilka dobrych kilometrów, w polach pod lasem, dom na uboczu, żadnych wałęsających się zwierząt itd. Podpisałem umowę adopcyjną i koty poszły niestety z powodu mojego wyjazdu dnia następnego bez wizyty przedadopcyjnej.
Kiedy wróciłem z delegacji spróbowałem się skontaktować z ta osobą. Niestety nie odbierała telefonów. Pojechałem pod wskazany adres i szkoda słów. Najpierw nikogo nie było. Później sytuacja powtórzyła się, a przejeżdżający rowerem sąsiad stwierdził, że "właścicielka rzadko tu bywa", a on właśnie "przywiózł kociakom mleko i skrawki, bo kociaki zamknięto w stodółce i miauczały a on je dokarmia bo szkoda stworzenia". Z rozmowy wynikło, że to sytuacja permanentna, że baba pojawia się max. raz w tygodniu, a koty albo włóczą się wokół obejścia albo są zamykane w stodole. Wszedłem do stodoły i kociaki zabrałem. Chude, wystraszone, psikające. Dobrze, że właścicielki nie zastałem, bo łeb bym ukręcił. Mam nadzieję że to czyta i nie spróbuje się ze mną skontaktować i cokolwiek tłumaczyć, bo nie ręczę za siebie. Drugi raz te koty zaznały tyle cierpienia, braku elementarnej odpowiedzialności i ludzkiej przyzwoitości. Ludzie, kiedy zrozumiecie, że zwierzę to nie chwilowy kaprys ale żywe stworzenie, któremu trzeba poświęcić czas i opiekę.
Także koty nadal czekają na swoją szansę u mnie w domu.