Witam po długiej nieobecności! Tak sobie myślę, że niektórzy pewnie ze zniecierpliwieniem czekali na ten post

zastanawiając się, co się, u licha, ze mną dzieje ?! - W związku z czym jestem winna wszystkim szczegółowe wyjaśnienia. Otóż moi drodzy, po pierwsze- musiałam się niespodziewanie przeprowadzić - jak się okazało, dla studentów 4. roku akademika nie przewidziano.

Mieszkam teraz na Czeladzkiej, więc dalej niedaleko, ale załatwienie wszystkiego, latanie i szukanie, po czym jako takie "urządzenie się" zajęło mi trochę czasu i nerwów przy okazji.
Po drugie - i uwaga, fanfary- jestem w ciąży

. Tak, tak, to nie żart. Ale wiecie jak to jest - w Polsce zanim się człowiek dopcha do lekarza, żeby to potwierdzić, to nieraz parę dobrych tygodni musi pokwitnąć w kolejce. A ja nie chciałam mówić, skoro pewności nie było. No ale jak na własne oczy zobaczyłam na usg bijące serduszko, które z całą pewnością nie było moje, to teraz pozostało mi już tylko przyznać się Wam. Jak to określił fachowo lekarz - "jajo płodowe pojedyncze" zagnieździło się u mnie chyba na dobre. Dzisiaj prawdopodobnie zaczyna się 7-my tydzień ciąży. Osobiście mam nadzieję na córeczkę. A nawet nie tylko nadzieję. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jak kobieta chodzi w ciąży z dziewczynką, to ta odbiera jej urodę. Ta moja nie ma skrupułów - ciągle mi niedobrze, mam napady mdłości, nie mam na nic siły ani ochoty. Ciągły jadłowstręt odebrał mi całą przyjemność z jedzenia. Więc skoro czuję się jakbym od jakichś 3 tygodni miała zatrucie pokarmowe, a jeszcze się tak pewnie poczuję jakiś miesiąc, to z moich resztek urody nie zostanie już zupełnie nic. Oczywiście ślubuję wychować latorośl na miłośniczkę kotów

.
Ze spraw bardziej kociarnianych -
nie wiem jak to będzie z moimi dyżurami. Ginekolog stanowczo mi odradza kontakt z kotami, a jak się dowiedział, że całowałam Kicię, o mało nie dostał palpitacji. Może czasami wpadnę z Michałem (nota bene, ojcem dziecka) pod pachą, jak biedak będzie miał czas ("O Boże, muszę kończyć magisterkę! Jezu, muszę dostać pracę! Matko, jak my sobie poradzimy?!"). Muszę to jeszcze z nim obgadać - pożyjemy, zobaczymy.
Wysyłam dzisiaj Michała z
zapasem żarcia - kurczak z ryżem, 2 słoiki - na kiciarnię. Żarcie zapasteryzowane, może stać nieotwarte dłuuuugo. I proszę nie wywalać słoików - cierpię na ich niedobór, a w całym Sosnowcu nigdzie nie ma tego luksusowego, jak się okazuje, towaru. Słoiki proszę umyjcie i postawcie gdzieś w widocznym miejscu. I najlepiej dawajcie znać na forum, że już są wyżarte, żeby można było wybrać się po nie i znowu napełnić, coby kocie mordki miały jakiś smakołyk raz na czas.
Kolejna sprawa - ostatnio tak się namnożyło bazarków, że nie jestem w stanie ich zliczyć. Dajcie znać, jak to już będzie koniec, nie będzie żadnych bazarków gotowych jeszcze, bo ja
mam gotowy materiał na bazarek z biżuterią vintage, zbieram książki na książkowy (przy okazji do jednej z nich zajrzałam wczoraj i chyba zaraz skończę ją czytać- ekstra książka) i chyba mam już trochę ubrań na ubraniowy. Słyszałam, że Wiiwii też ma kupę książek, jeżeli tak, to pasowałoby to jakoś połączyć. Ja mam na razie same pozycje z kobiecej beletrystyki.
Mam jeszcze jedną prośbę do jakiejś dobrej duszy, żeby ulitowała się nade mną i
streściła mi co się mniej więcej działo w KP jak mnie "nie było". Niestety, nie zaglądałam na wątek z braku czasu i teraz namnożyło się ze 30 nieprzeczytanych stron. A z przeczytaniem tego będzie problem, bo jak tylko coś dłużej czytam i wlepiam gały w monitor, to zaraz robi mi się okropnie niedobrze i mnie mdli
Paskudne odczucie...
Póki co witajcie z powrotem
