Dzień dobry. Ps. Mam 57 lat, niepewną sytuację zawodowo-finansową, a pomysł z domem tymczasowym okazał się dla mnie pułapką.
Bardzo proszę o pomoc w sprawie kotka, którego wzięłam w nadziei na rychłą adopcję. Został znaleziony na drzewie odwodniony i wystraszony. Koleżanka zadzwoniła w jego sprawie do fundacji, która z powodu przepełnienia odmówiła pomocy. Groziło mu schronisko i zaproponowałam dom tymczasowy, a wtedy fundacja udzieliła mi wsparcia. Dostałam piasek, karmę i wskazano mi lecznicę weterynaryjną, gdzie kotka podleczono. Już samodzielnie zdecydowałam o kastracji i dalszym leczeniu, ponieważ kot miał ciągle rozwolnienie. W tej chwili sytuacja jest opanowana, choć zdarza mu się jeszcze zrobić luźną kupę. Nie ma robaków, a chorobę trzustki i nietolerancję pokarmową wykluczyły kolejne badania. Załatwia się do kuwety, je wszystko z wielką chęcią, jest bardzo żywotny i wszędobylski. Nie przepada za siedzeniem na kolanach, ale ładnie się przymila i mruczy. Bawi się niezmordowanie i biega jak na młodego kotka przystało. Z mniejszych problemów ma jeszcze sklejoną po kocim katarze rogówkę lewego oczka i problem z dziąsłami prawdopodobnie po niedożywieniu we wczesnym dzieciństwie. Największym problemem jest jednak to, że nie daje mi spać. Zostawiony na noc w sypialni atakuje mnie w łóżku, skacze po mnie z impetem, wściekle drapie pościel, "poluje" na moją twarz. Starałam się przeczekać, wytrwać w tych atakach aż opadnie z sił; bez skutku. Straszyłam gazetą, pantoflem i jajkiem wielkanocnym na wodę. W końcu wyrzucałam z pokoju. Jeśli się uspokaja, to już po dwóch mniej więcej godzinach zaczyna skakać na klamkę i krzyczeć, żeby go wpuścić. Jeśli nie ulegam - nie odpuszcza, jeśli ulegam zaczyna na mnie polowanie. To trwa już ponad miesiąc i nic się nie zmienia. Jestem zmęczona i zniechęcona, mam szczerze dość i każdej nocy myślę o odwiezieniu kota do schroniska, ale rano idę do pracy i wyrzucam sobie niecierpliwość, nieudolność i brak serca dla biednego sieroty dotkniętego ADHD. Niektórzy radzą drugiego kota - opada ze względów finansowych, lokalowych i wreszcie takich, że mimo wielkiej sympatii dla tych zwierząt nie planowałam ich mieć. Większość czasu spędzam w pracy, wieczorem nie mam dość siły na zabawy, a w nocy dostaję lanie od podopiecznego. Wet radzi dom z i innymi kotami, może z miłymi dziećmi, najlepiej z możliwością wychodzenia. Może ktoś z Was słyszał o takim? Bo na anons adopcyjny z fundacji na razie nikt nie odpowiada. Czy znajdzie się amator trudnego kociego charakteru i wątpliwej urody, który przyjdzie nam z pomocą. Bardzo na to liczę i bardzo proszę o pomoc. Pozdrawiam.
Grażyna