weatherwax pisze:Czemu tu jest tak cicho?...
bo potrzebuję sekretarki
Pomyślał by kto, że się u nas nic nie dzieje, a ja nie wiem już jak to wszystko ogarnąć. Pisałam już, że Gabon miał operację, poluję na kotkę ciężarną (mamuśkę Emmy i Elzy), no i oczywiście bieżąca opieka nad resztą naszego dobytku. Na podwórku, gdzie jest ciężarna koteczka spędziłyśmy już paredziesiąt wieczorów i kilka poranków. Ludzie są już tak do nas przyzwyczajeni, że jak nas nie ma wieczorem to dzwonią, czy mogą już koty nakarmić i czy nie przyjedziemy. Stałyśmy się chyba stałym elementem podwórka, co niektórzy schodzą do nas poplotkować o kotach, inni gadają do nas z okien

Ponad tydzień temu złapałyśmy czarną koteczkę, która wcześniej miała już "parcie" na klatkę, ale wtedy łapałyśmy rudą ciężarną, a nie było wolnych klatek, żeby jeszcze co złapać. Teraz kotka się złapała i dobrze, bo była chora, miała mega katar (który zresztą chyba znowu przywlokłam sobie do domu i złapał go Wojtuś

). Kotka została następnego dnia wysterylizowana i zaopatrzona na wszelkie dolegliwości i "lokatorów zewnętrznych i wewnętrznych". Na razie przebywa nadal u nas, bo czas mi zajął inny kataklizm
We wtorek poszłam jak co dzień nakarmić koty i zdębiałam. Schody pod które dawałam jedzenie Pomyłce zostały zabite i z zewnątrz zamurowane. Tym samym nie tylko nie ma możliwości nakarmienia kotki, ale też i ona sama nie ma żadnego wyjścia z piwnicy. Od ulicy kamienica nie ma okienek, a od podwórka już dawno temu je zamurowano. W dodatku okazało się, że jedyna przychylna kotom osoba, która tam mieszka jest nieobecna, bo wyjechała do sanatorium. Byłam pewna, ze kotka nie wyszła z piwnicy, bo od czasu toczących się tam remontów jest bardzo wystraszona i opuszczała piwnicę tylko w nocy. Schody zamurowano w dzień, więc musiała wtedy przebywać w środku. Wszyscy pozostali lokatorzy zgodnie twierdzą, że nie maja kluczy od piwnicy. Piwnica jest zamykana na zamek antywłamaniowy Gerda

Poszłam na policję. Tam mi obiecano pomoc, ale dopiero następnego dnia, bo wieczorem to oni nie są w stanie skontaktować się z administracją. Następnego dnia dzielnicowy uprzejmie poszedł pogadać z lokatorami, którzy oczywiście w godzinach jego pracy również byli w pracy

Nie mając pojęcia do jakiej administracji należy budynek zadzwoniłam do urzędu miejskiego do ekologii. Tam stanęli na wysokości zadania i znaleźli administrację, ale jak się okazało oni kluczy nie mają, bo dali je robotnikom, którzy zamurowali schody na życzenie lokatorów

Odnalazłam robotników i umówiłam się z nimi, że mi na jedną noc pożyczą klucze, a rano im oddam. Niestety mimo iż stwierdziłam, że kotka w piwnicy jest i do pierwszej w nocy czekała aż się złapie do klatki nic z tego nie wyszło. Piwnica jest duża, pod całym budynkiem. Jest w okropnym stanie, pełno tam gruzy, tynku, śmieci i gigantycznych pająków. Tylko dwa pomieszczenia są zamknięte, reszta stoi otworem, bo nie ma tam drzwi. Nie ma też instalacji elektrycznej, czyli brak światła. Następnego dnia oddałam klucze i znowu pożyczyłam. Nie mogę sobie klucza dorobić, bo to Gerda. Bez nr zamka nikt mi klucza antywłamaniowego nie dorobi. Klucze mam oddać w poniedziałek rano. W czwartek siedziałyśmy znowu kawał nocy, kotka się nie złapała. Kupiłam nawet lampkę na baterie i postawiłam koło klatki, żeby się zainteresowała światłem i zobaczyła jakie ma smakołyki w klatce. Nic to nie dało. Na wczorajsza noc wstawiłam klatkę do piwnicy i z duszą na ramieniu poszłam po nią o 6.oo rano. Znowu nic. Kotka nie dostała jeść, żeby ja głód zmusił do ryzyka wejścia do klatki, ale obawiam się, że to też nic nie da. Ona jest przerażona, a klatkę pewnie pamięta, bo była do niej już dwa razy łapana podczas akcji z maluchami dwa lata temu. Nie sądzę, żeby w ten sposób udało się ją złapać. Dzis próbujemy jeszcze na dwa inne sposoby. Drugi, bardzo ryzykowny, ale jestem zdesperowana

Można tez kotkę starać sie wygonić z piwnicy na zewnątrz chociaż ją nie interesują otwarte drzwi, a ucieka przed nami w drugi koniec piwnicy lub do tych zamkniętych, nie do wyjścia. Ta piwnica to jej schronienie przez te wszystkie lata jakie spędziła na tym podwórku i wydaje jej się, że jest tam nadal bezpieczna, nie zdając sobie sprawy, że teraz to jej śmiertelna pułapka. Nawet jak bym dorobiła klucz, to po pierwsze nie mogę wchodzić ciagle do obcej piwnicy, żeby dać jeść kotu, a po drugie ona nie może tam ciągle siedzieć, bo oślepnie. Tam już nie ma żadnego źródła nawet małego światła. Totalny marazm. Na tym samym podwórku jest drugi kot. Nie ma schronienia, bo okienka piwniczne z kamienic w oficynie przywalono betonowymi klapami. Prawdopodobnie jest to młoda koteczka (myślałam, że kocurek, ale zaczął się mu jakiś dziwnie brzuszek zaokrąglać

). Też ją muszę złapać, ale najpierw muszę wydostać Pomyłkę z piwnicy. W trakcie odławiania Pomyłki okociła nam się ciężarna na poprzednim podwórku

A żeby mi nie było za dobrze chociaż przez moment to mój wynik z histopatologi jest kiepski

Idę łapać Pomyłkę, bo akcja umówiona na 18-stą, trzymajcie kciuki.