Ha, ja chodzę z Ofelią na spacerki na smyczy. Nie lubi samego momentu ubierania w szelki, później już jest ok. Ale kilka razy wylazła z szelek. Ostatnim razem to się nieźle strachu najadłam, myślałam że czeka mnie bezsenna ale za to bardzo pracowita noc albo i kilka nocy - szukania kota, oczywiście. A udało jej się wydostać z szelek, bo zahaczyła o gałąź i zaczęła leźć dupinką do przodu. Ja w tym czasie pisałam sms-ka

i jak zauwaźyłam co się święci, to już było za późno. Kota dała dyla za róg bloku i tyle ją widziałam. Latałam po trawniku za blokiem drąc się na ile mi pozwalał mizerny głosik: "Ofeliaaaa!!!!" Na kolanach, w błocie i rosie, wsadzałam głowę pod krzaczory (i miałam wielką ochotę złapać jakąś siekierę i wyciąć te ch.....e chaszcze), oglądałam wszystkie drzewa, bo może na którymś siedzi. Cześć sąsiadów i przechodniów miała niezły udział, druga część dopingowała i wypatrywała kota, a ja biegałam z jednej strony bloku na drugą. Na szczęście po jakiejś godzinie futrzasta sama wróciła pod klatkę (i wyjątkowo pod właściwą klatkę, bo liczyć niestety nie umie). Następnego dnia znów wylazła z szelek, ale udało mi się ją wywabić spod krzaka. Po tych przygodach zawsze sprawdzam, czy szelki się nie rozluźniły; bynajmniej nie marzy mi się powtórka z rozrywki.
Dołączam się do życzeń dla wszystkich zwierzaków z okazji ich święta.