» Czw wrz 27, 2012 21:59
Re: Filozof i reszta futer. Głosujmy na bialski Azyl na Krak
a to proszę...
KOBIETA Z BALONAMI
czyli małe historyjki z historii najnowszej kobiecego winiarstwa domowego.
ODCINEK FILOZOFICZNY O TYM, ŻE FORUM JEST DOBRE NA WSZYSTKO, O PIERWSZYCH OFIARACH FERMENTACJI I O TYM, ŻE CUDA SIĘ ZDARZAJĄ, ZWŁASZCZA ROZTARGNIONYM WINIARECZKOM.
Depresja nie była skutkiem nadchodzącej jesieni, tylko różnych dramatycznych przeżyć męsko damskich; nasza Mała ale Pełnosprytna Winiareczka (zwana odtąd MPW) jako osoba doświadczona niejednokrotnie wyżej wymienionymi, przyjmowała swój stan ducha z filozoficznym spokojem. Z doświadczenia wiedziała, że wszystko mija, nawet najdłuższa fermentacja kiedyś się kończy. Mijają nastawy, mężczyźni, a nawet pory roku. Jednakowoż tym razem nastąpiło zjawisko niepokojące - depresja trwała zbyt długo, a fermentacja zbyt krótko. Kiedy MPW odkryła, że wiśniowe - wiśniowe! stanęło na jakimś absurdalnie słodkim poziomie a wierna psinka zaczyna cicho wyć na jej widok, zadecydowała, że wymaga pomocy. I w kwestii depresji i w kwestii wina.
Jako typowe dziecko neostrady (w poważnym wieku) w celu rozwiązania problemu rzuciła się do przeszukiwania sieci.
A tam już czekało ONO.
Forum Domowych Winiarzy.
MPW oszołomiona milionem rozmaitych informacji i historyjek olała próby naprawiania swojego wiśniowego i zajęła się kolejnymi nastawami i pozyskiwaniem materiałów do nich, co zaskutkowało miłą znajomością z jednym Sympatycznym Użytkownikiem i poważną wyprawą eksploracyjną, w czasie której odkryli dziewiczą prawie dżunglę, domki bez kanalizacji, nieprawdopodobne chaszcze w których o mały włos nie zgubili wiernej psinki, dzikie czereśnie, orzechy, pokrzywy po uszy, porzeczki we wszystkich kolorach, pole ziemniaków, krzaczki marihuany, a to wszystko w samym środku europejskiej stolicy. Oba określenia - "środek" i "europejska stolica" zostały użyte bez żadnej przenośni.
Kiedy z pełnymi torbami dotarli do cywilizowanej ulicy, wierna psinka wyglądała mokro i żałośnie a MPW kichnęła trzy razy.
- Ajajaj - powiedział z troską Sympatyczny Użytkownik (w skrócie SU)- obie się zaziębicie jak nic.
- Baśka nic to - zacytowała* rześko MPW, która wyglądała równie żałośnie jak psinka, jednakowoż czuła się całkiem dziarsko. Nawet bardzo dziarsko.
- Nastawimy od razu te porzeczki, co?
- Najpierw musimy się jakoś dostać do domu. Czy tu coś jeździ?
- Nie mam pojęcia...
Przewidujący SU zaopatrzył się po drodze w trzy butelki piwa i niezwłocznie po powrocie rozpoczął produkcję grzańca, w wolnych chwilach wycierając ręcznikiem wierną psinkę i odszypułkowując porzeczki. MPW usiłowała jednocześnie gotować i studzić wodę, szykować wiaderko, suszyć głowę, karmić namolnego kota i również odszypułkowywać i płukać porzeczki. W kuchni wielkości czterech metrów kwadratowych, z czego połowę zajmował stół.
SU starał się zajmować jak najmniej miejsca, obserwując działania MPW z życzliwym rozbawieniem.
- Wiesz... gdyby ktoś cię zobaczył... - zaczął rozwlekle.
MPW nieco zaskoczona znieruchomiała na chwilę.
- No..? I co..? W końcu ty mnie na przykład widzisz, nie?
- Tak, ale ja już przywykłem - SU urwał, by pacnąć karalucha ścierką. - A gdyby tak ktoś zobaczył w jakich warunkach robisz ten nastaw...
- Hehehe - powiedziała MPW i wróciła do hojnego sypania piro w wiaderko. - Higiena przede wszystkim. - zaznaczyła, zakręcając słój. - Masz na myśli te ruchliwe zwierzątka? Możesz je popsikać tym paskudztwem w sprayu co tam stoi.
- I to pomaga?
- No skąd. - zdziwiła się MPW - nic nie pomaga. Ale lepiej się poczujesz i nie obszczekasz mnie na forum.
- Świetnie. Gdzie masz aspirynę?
- Aspiryna do grzańca?
- Dlatego zrobiłem z piwa, nie z wina, podobno nie szkodzi. Zażyj i wypij, bo dostaniesz zapalenia płuc i nastaw ci się tego... ee.. zważy. Albo co.
- Albo co. - zgodziła się MPW dzieląc się aspiryną z SU i wierną psinką. Trochę to trwało, bo psinka nie chciała współpracować.
Grzaniec produkcji SU był pyszny. I bardzo skuteczny. MPW zrobiło się ciepło i koło serca i generalnie wszędzie i nikt nie dostał zapalenia płuc, a nastaw wystartował przepisowo.
Ale - jak się po oddzieleniu owoców i paru dniach fermentacji w balonie okazało - nie sam. MPW wytrzeszczyła oczy, powiedziała do wiernej psinki (z braku innych słuchaczy) "o ja p...!" i złapała za telefon.
- Ty, nie uwierzysz co się fermentuje z naszymi porzeczkami!
- Uwierzę we wszystko - zapewnił flegmatycznie z drugiej strony słuchawki SU.
- No to zgadnij - zaproponowała MPW, chichocząc szatańsko z uciechy.
- Karaluszek? - strzelił SU bez namysłu.
- Skąd wiedziałeś? - rozczarowała się MPW.
- Cud byłby, gdyby w końcu któryś nie wleciał - zauważył SU trzeźwo. - Nie żyje, biedaczek?
MPW sprawdziła, świecąc na balon latarką.
- Nie żyje. To pierwsza ofiara moich nałogów!
- Gratulacje...
- Ty się nie wygłupiaj - powiedziała MPW z namysłem. - Nie byłoby to dziwne, gdyby fermentował w wiaderku, ale on jest w balonie. Przepłynął rurkę wpław pod prąd?
SU zastanawiał się dłuższą chwilę.
- Chyba nawet karaluch nie jest zdolny do czegoś takiego - odparł w końcu. - Jako biolog, uważam że to niemożliwe. Że przeniknął twoją ulubioną poszewkę na jasiek też nie uwierzę.
- Szkoda, że kończysz już magisterkę, miałbyś niezły temat. Jakbyś się zdecydował robić doktorat to możesz przeprowadzać u mnie eksperymenty...
- Wielkie dzięki, ale raczej nie skorzystam. Za to możemy przeprowadzić na forum dowód na wyższość plastikowych rurek fermentacyjnych z czerwonymi czapeczkami nad szklanymi bez czapeczek.
Co niniejszym czynimy.
Zamiast morału.
* "Pan Wołodyjowski", autorstwa niejakiego pana Sienkiewicza, co wszyscy mam nadzieję od razu odgadli.