dalia pisze:nie zgodzę się z przdpiszczyniami![]()
siczki czy siury gdziekolwiek to masakra na dłuższą metę
wiem co piszę bo przerabiałam
nigdy więcej siurającego kota
Dalia nie lubjesz Amelci??
Ja mam tak: ona generalnie nie siczkuje. Ma ograniczane stresy, dostaje swoją porcję uczuć (zwykle o 5 rano,ale cóż...), musi być wybawiona , najedzona...i trzeba ją tak ze dwa razy dziennie wpuścić do kuwetki ,znaczy wsadzić.My to nazywamy "wysadzaniem", jak na nocnik:)
I wtedy siczki zdarzają się tak raz-dwa razy w miesiącu.
Zawsze pod konkretnym meblem, w konkretnym miejscu.
I sądziliśmy,że to wina stresów...
Aż nadszedł Leoś.
Stres "dokoceniowy", potworność.I co?I zero siczków.
Nie wiem,czy zasługa mojego kochanego Leukota.On jest spokojny, z Amką się bawi (wew gonito) no jest poprostu kotem-terapeutą.
Amelia nie siczkuje "na Leosia".
Ale żebyście nie myślały,że u Kotkinsów jest tak idealnie- dziś pierzemy narzutę z naszego łóżka.Był tzw. klaczek, nie wiem czyj.Znaczy-wiem.
Bo Leon nie ma kłaków (póki co ok 8mm właski ma), a Amka nigdy nie wymiotuje kłakami...to Fio.
Tak więc COŚ się zdarzać MUSI.
Kotkinsy w liczbie dwóch ( Małż i ja) jadą jutro na urlop do Szczawnicy.
Małż się uparl bo nie był w Zakopanym (jakby tam było coś interesującego...)
Mnie w zasadzie wszystko jedno GDZIE, byle jechać.
Na straży stada zostaje MK.Ma myś pyszcza, dawać jeść i czyścić kuwety.
Babcia czesze.
Ma 16,5 roku i mam nadzieję,że zda ten egzamin (pod nadzorem babci).
MK potrzebuje wsparcia, więc- kciuki!
