Fajną kobitkę ma przy boku.

Wczoraj do Tomcia, Romcia, Mici i Kazi przyjechał weterynarz. Maluchy dostały zastrzyki, mają biegunkę, wymioty, nie chcą jeść. W najgorszym stanie jest Tomcio. Jedną chorobę przewalczyliśmy to teraz wirusówka nam się trafiła.... Dziś jechaliśmy do weta, bo z Tomkiem było bardzo kiepsko, a nie chciałam czekać do 18 aż wet przyjedzie.... Jest troszkę lepiej z ekipą i Tomciem. Najważniejsze żeby lekarstwa na nich podziałały. Tomek dostał jeszcze strzykawę witamin....
Rano uratowaliśmy jeszcze z Michałem psa, biegał po bardzo ruchliwej drodze. Pies miał adresówkę z nr telefonu, ale nikt nie odbierał Na hycla z jednego schroniska mieliśmy czekać 3 godziny, na hycla z drugiego godzinę, po czym się okazało, że mamy psa przyprowadzić... ok schronisko nie daleko, ale jak go przeprowadzić przez drogę gdzie jeżdżą tiry, autobusy, osobowe.... W końcu się udało, bo cudem nic nie jechało i zadzwoniła właścicielka. Tak w nocy pobalowała, że dopiero jak się rano obudziła, to zobaczyła, że nie ma psa, ani smyczy.... Na szczęście szybko przyszła i Wilfred jest już w domu bezpieczny. Brudny, mokry, ale cały i zdrowy, a mało brakowało i auta by go przejechały.... Do tego potrąciło pół dziką kicie w wylęgarnii ( miejscu gdzie się opiekuje kotami), kuleje na łapę, mam nadzieję, że jutro do weta ją zabiorę i że uda mi się ją złapać i że nie ma obrażeń wewnętrznych, ale podobno już 3 dni tak chodzi... i nikt nic nie zrobił... Musimy szukać tymczasu, bo ja przy tej wirusówce lepiej żebym jej nie brała. Klatkę dam, tylko gdzieś musi być miejsce dla niej.