Ja tam bym się sąsiadami nie przejmowała, gdyby nie te kocie wycieczki. Jak ostatnio Mosiek wrócił pachnąc rosołem, zaprzyjaźniona zachodnia sąsiadka rosołu się wyparła, więc co? Musiał mordę maczać w rosole nieprzyjacielskim.
Kiedyś nasze koty wyżarły innym sąsiadom wszystkie złote rybki z sadzawki, a Sielawka wschodnim ukradła kiełbasę, którą sobie suszyli. Nie wspomnę o tym, że mają biały stół na tarasie i łapecki naszych kotecków doskonale widać, Sherlock nie jest potrzebny, by wydedukować kto im blacik brudzi. Wschodnia sąsiadka kiedyś też zadzwoniła z awanturą, że Gabunia podczas naszej nieobecności ujada i szwagier nie może się zdrzemnąć. Dzień był, więc Teżet posłał ją na bambus, ale mowy w związku z tym nie ma, byśmy gdzieś wyszli pobalować razem na noc i zostawili tę dziamgułę samą.
No od tylu lat udało się pierwszy raz złapać całe towarzystwo na jednej fotce.
Oczywiście, najpiękniej wyszła odpleśniana ściana...

Carmen, no nie mów, że na tapecie nie masz Sherlocka!!!!

Ps - ktoś ma czarny paltocik? I może potrzebuje czarno-białego kołnierza?? Jak jeszcze raz złapię tego łaciatego cholernika na szczaniu na gabuniowe posłanko w kuchni i na moje fermentatory to ręka noga ogon
musk na ścianie!!!!
