Opowiem Wam historię.
Pewnego zimnego, dżdżystego, mglistego poranka po Ojcowie biegała Aria, wilczuropodobna psina, jak zwykle o tej porze robiąc obchód swoich włości.
Jej uwagę przykuł w pewnym momencie słaby pisk, dochodzący z zarośli. To maleńkie, przemoczone i przemarznięte kociątko wołało o pomoc. Aria, wielkie, masywne psisko, złapała delikatnie zębami malucha i zaniosła go do swoich Dużych.
Maluszek nie miał nawet w pełni otwartych ocząt i był zupełnie niesamodzielny, musiał być regularnie karmiony i masowany. Duzi Arii poprosili więc babcię Pasibrzuchy o pomoc w opiece nad malcem, a babcia pomocy nigdy nikomu nie odmówiła i przyjęła kociuszka pod swoje skrzydła.
Kociątko okazało się być zdrową dziewuszką.
Teraz dokazuje, biegając chwiejnie na swoich króciuteńkich nóżkach, pije kocie niemowlęce mleczko i wcina gerberki. I jest absoultnie urocze
Zapraszam na krótki filmik
http://www.youtube.com/watch?v=drfcQH1WXyk&feature=channel&list=UL



śpimy, wciśnięci pod pachę Pasibrzuchy...
