» Sob wrz 22, 2012 22:09
Re: Wczoraj na moim osiedlu zginęła ostatnia kotka
Przypominam, że mówię o 30 latach. Bywało tak, przed laty, ze koty były przepędzane, zabijane, trute.
Od wielu lat (nie pamiętam ilu) było inaczej.
Nasze kotki i kocury (od pewnego czasu) umierały śmiercią naturalną lub niestety pod kołami samochodów, wspaniałych kierowców (w wieku 12 -14l lat - to wiek kotów - nie kierowców; wtedy nasze koty traciły refleks i nie udawało im się ucieknąć przed kołami samochodów prowadzonych przez kretynów, na osiedlowych dróżkach), gdyby żyły w domach, żyłyby pewnie dłużej.
One żyły na osiedlu, nie rozmnażały się (od 10-11 lat, kiedy udało nam się wszystkie wysterelizować), nigdy nie były głodne, żyły w cieple.
Te, o których mówię, nie znalazły swoich domów, po co tu mówić o tych, które swoje domy znalazły?, to przecież zupełnie inna bajka.
Ja chcę tylko wspomneć o ostatniej kotce, żyjącej na moim osiedlu, kotce, która nigdy nie była głodna ani zmarznięta - jej się wczoraj nie udało.
Czy wszystkie koty na waszych osiedlach znajdują domy, czy wszystkie koty wolnożyjąco dożywają 10 - 14 lat.
Jeśli chodzi o ludzi, ludzie mają wolną wolę i prawo o decydowaniu o sobie - nawet wtedy, gdy ich domem jest piwnica, nawet wtedy, gdy ja o tym sądzę, co sądzę. On po prostu pije, on chce być wolny; żeby to zrozumieć trzeba się zestarzeć i tyle.
Koty sie pewnie nie pojawią - ruchliwa ulica jest przszkodą.
Wspomijcie tę kotkę i tyle, albo i nie - wszystko jedno.
Pozdrawiam