Ach, co to sie dzialo ostatnimi czasy!!!
Postaram się opowiedzieć wszystko w jak największym skrócie.
Pannica Gondor została u nas, naturalnie. Po dwoch tygodniach wysterylizowaliśmy ją; przeszla u nas pierwszą ruję (nie wiem, co koty mają), na szczęście Mordor nie zwracał na nią za bardzo uwagi. Odrobaczyliśmy takoż i zrobiliśmy test na FelV (negatywny) i szczepionkę. Jako że nie było imędzy nimi kontaktu poza pacaniem (i wieszaniem się z mordorowego ogona, to trzeba jednak dodać...), piłyi jadły odzdielnie, mam nadzieję że to wystarczyło.
Na początku lipca przeprowadzilam sie z kociakami do wiekszego mieszkania. Mielismy moment potwornego stresu, bo poprzednia lokatorka miala zabrac Lole, swoja stara kocice, i nie zrobila tego na czas... No i wypuscilam oba koty na pastwe tego potwora

Mala Gondor zostala zignorowana, bo to w sumie takie gowienko male

, natomiast Mordor radosnie podreptal obejrzec salon i tam zostal zaatakowany. bylo to dosyc brutalne i wlasnie w tym momencie zdalam sobie sprawe, ze miedzy Gondor a Mordorem sprawy ukladaly sie naprawde lekko. Okazalo sie jednak, ze Mordor wcale nie taki tchórz: oddal jej znienacka. I neistety zgubil jeden kiel, ktory byl juz co prawda w zlym stanie, ale jednak... byl. Koty spedzily wiec noc zamkniete kazdy w innym pokoju (Mordor mial otwarte drzwi, bo jak probowalam go zamknac, to WISIAL na klamce przez minute chyba), Mordor schowal sie do pokoju- schowka z ktorego wyszedl po dwoch dniach. Lola zostala na szczescie szybciutko zabrana, a ja mam jeszcze blizny.
Mordor dostal szybko kolejna dawke antybiotyku, przeciwbolowe, i polepszylo mu sie bardzo. a mala Gondor, po tygodniu mniej wiecej lazenia po mieszkaniu i cudzych balkonach (do dzis nie wiem jak ona lazila po tym waskim gzymsie)...
poszla sobie!!!!
Polozylam sie pewnej nocy i byly dwa koty na poduszce, wstalam nastepnego dnia rano i byl tylko jeden w mieszkaniu. Myslalam ze cos sie stalo, ze moze sie gdzies schowala (pierwszego dnia szukalam jej przez godzine zanim znalazlam ja pod fotelem), ale niestety, musiala wyjsc. te balkony skusily ja w koncu i zdaje sie ze odwazyla sie na dalsza wyprawe. Od tego momentu uplynal tydzien i jeszcze jej nie ma. dzwonilam po sasiadach, szukalam jej po ulicy, poszlam nawet w miejsce, z ktorego ja wzielam. Nic. Zdaje sie wiec, ze Pannica wybrala sobie spacery... Wole nie myslec o tym, ze nie wie jak wrocic, bo to przyprawia mnie o histerie. Pol ibedy ze zostala odchowana, odkarmiona, wysterylizowana. tak sie pocieszam.
Za to Mordor... Od czasu kiedy nie ma pannice stał się innym kotem. Jest głęboko szczęśliwy

. Po jej zniknieciu spał bez przerwy przez 36 godzin, znowu wskakuje na łóżku i mruczy, czego nie robił od pojawienia się Gondor. Jest zrelaksowany i zadowolony. I jakby większy (5kg).