Witamy się pięknie...
Ech...psio fajny...
Przysiadłam na chwilkę i przypomniałam sobie taki moment, gdy chcieliśmy wejść z Muszką do restauracji...spytaliśmy czy możemy...pozwolili...czekając na posiłek, kelner przyniósł na tacy...piękną miseczkę a w niej wodę dla psa...na swoje żarełko musieliśmy jeszcze poczekać...
Muszątko raz tylko uciekła nam z pewnego lokalu, potem sam szef kuchni obrócił to w żart...powiedział, że się poprawi z gotowaniem, nie może tak być,żeby nawet psy uciekały ...
Gdybyśmy dzisiaj poszli z naszym nowym psią, pewne jak w banku, to szef kuchni by uciekł...
Ale było też takie miejsce gdzie nie wpuszczono nas na lody...więcej nas tam nie widzieli, nawet bez Musi...
Ona była taka grzeczna, spokojna, te jej oczka...jej
nosek jeżowy...tak wołał na nią mąż...
Niestety choroba nie wybiera...
Ta ogromna różnica miedzy obecnym szczeniaczkiem a Muszątkiem mnie trochę przerasta...
Ale też wiem, że jest już naszym psem i musimy o niego zadbać jak tylko potrafimy...i juz wiem, że go zepsujemy, będzie rozpieszczony jak poprzedni jamnior...niestety...tak już mamy...
I taki jak Muszelka też będzie...rozpieszczany...
Kropka biega za psią, Lunka i Kacper oglądają go jeszcze z niedowierzaniem...trochę przerażone jego zachowaniem...a nie powiem, żywotny...