Wczoraj w godzinach wieczornych dostalam zgloszenie, ze w krzakach przy budynku socjalnym lezy mlody kociak. Udalam sie pod wskazany adres, faktycznie lezal tam kociak i sie nie ruszal, byl przytomny, patrzyl na mnie. Zabralam go do siedziby, na pierwszy rzut oka pomyslalam nie jest zle, pewnie obity bo tam skad go zabralam to nie ciekawa dzielnica, mial rane na lapce i byla ona spuchnieta. Wsadzilam do klatki, dalam jesc i pic i poszlam do domu. Rano zadzwonilam do kliniki i umowilam termin. Pojechalam, zrobili przeswietlenie i okazalo sie, ze kociak ma zlamanie przynasady dalszej kosci podudzia. Kociak w miedzy czasie zrobil siku pod siebie z krwia, Zrobiono dalsze przeswietlenie miednicy i kregoslupa. I tu SZOK !!! Okazalo sie, ze kicia ma konpresyjne zlamanie kregu piersiowego !!!! Dalej juz nie sluchalam co weci do mnie mowia. Wyszlam musialam ochlonac. Gdy wrocilam rozmawialam z wetem, powiedzial, ze to mozna zoperowac, ale koszt operacji to 1200 zl. Kicia okazala sie kotka 4 miesieczna i widac, ze bardzo chce zyc, tylko skad wziasc tyle pieniedzy na operacje ??? Kotka dostala kroplowke, antybiotyk, cos przeciwbolowego i przeciwkrwotocznego czy cos takiego. Jutro tez z Nia jade do kliniki i mamy dac odpowiedz co dalej ? Chce jechac na konsultacje do innych wetow i zapytac czy ktos zrobi operacje taniej, bo Nas poprostu na to nie stac, a przeciez nie uspimy kici tylko dlatego, ze nie mamy za co zaplacic za operacje. Tego nigdy nie zrobie !!!

