Jakoś ostatnimi dniami/tygodniami nie ma zbytnio ruchu na wątku. Czyżby wszyscy biegali po mieście i wsi łapiąc ostatnie promienie słońca?
A ja zaliczyłąm swój pierwszy z opisywanych przez Was telefonów. Pani chciała już dziś przyjechać i zabrać kota, i do tego obraziła się, że nie chcę oddać na 15. piętro z niezabezpieczonym balkonem, no bo ma 2 koty, które jej nie wypadły. I że i tak lepiej, niż jeśli dam do domu z ogródkiem i psy rozszarpią. No i czy chcę w końcu oddać, czy nie?
Nie, żebym nie napisała wszystkiego w ogłoszeniu i o balkonie, i niewychodzeniu, i jeszcze kilku rzeczach (w zasadzie to dałam treść chyba zniechęcającą).
TŻ aż się boi, że zostaniemy w końcu z czterema kotami.
Przy czym te koty to normalnie nas zeżrą - kudłata wpie...a na potęgę, mały też wiecznie by coś przekąsił, a do tego ów syndrom udzielił się naszym kotom. Przy czym mała jest w orientalnym stylu smukła (jeszcze), za to Kawunia brzuch wlecze po ziemi nieomal i miała się odchudzać. Normalnie niedługo będę wystawiać bazarki w intencji wykarmienia towarzystwa

(Sorry, OKI, ta karma, którą miałam na zbyciu, przestała być na zbyciu, a dokładniej rzecz biorąc, została pożarta). W normalnych warunkach taki wór karmy to by mi na pół roku starczył (a oprócz tego koty dostają jeszcze mięsko i rybkę w dużych ilościach). Pani w sklepie musiałam aż powtórzyć, że 4 piersi to mają być z indyka, a nie z kurczaka...
Za to odbyliśmy dziś z TŻ fascynującą rozmowę w moim ulubionym temacie.
Wracamy sobie ze spaceru...
Ja: Zaraz koty trzeba będzie nakarmić. Ta kudłata tyle żre, że dziennie dwie wielkie kupy robi...
TŻ: Za to wszystkie robią ładne, a nie sraczki...
Ja: No, tylko by mi jeszcze sraczki brakowało... (chwila przerwy) No co, nawet nie wiesz, jakie mamy szczęście.
Dobrze, że akurat w garażu żadnych sąsiadów nie było. I tak już nam było głupio, gdy wracając z wakacji wsiedliśmy do windy z pięcioma kotami - a tam sąsiedzi (okazało się zresztą w trakcie podróży, że też kota mają).
Za to pozytyw jest taki, że pan od mniejszego rudego gnojka dzwonił i stwierdził, że wszystko w porządku, łącznie z kupą (jeśli mnie nie zbywał jako idiotki, która o takich rzeczach gada). Maluch podarł mu jakieś skarpetki na nogach(domagając się jedzenia chyba), a inne kradnie chowając za pralkę - tyle zapamiętałam.