Moderatorzy: Estraven, LimLim, Moderatorzy
zoyabea pisze:Powiedziałam Ci też że możesz go wziąć już dziś (w sobotę), nie byłaś gotowa, rozumiem.
ewar pisze:Revontulet opisała coś, co mnie zdumiewa, naprawdę.
ewar pisze:No właśnie o te realia chodzi.Wiem tyle, co z wątku.Niemniej jednak spotkałam się już z tym ,że trzeba czasami oszukiwać, kłamać dla dobra kotów, bo inaczej wyciągnięcie ich jest niemożliwe.O co tu chodzi? Revontulet opisała coś, co mnie zdumiewa, naprawdę.
zoyabea pisze:Chyba wszyscy wstali lewą nogą dziś![]()
Do Leny:
Stało się jak stało, każdy ma wolną wole i robi jak uważa, ale nie mów mi prosze, że nikt nie chciał Ci pomóc.
Kiedy przyjechałaś po niego w sobotę, poświęciłam Ci sporo czasu jak na schroniskowe możliwości (tego dnia byłam ja jedna od pokazywania kotów, sprzątania, karmienia i robienia adopcji). Powiedziałam Ci też że możesz go wziąć już dziś (w sobotę), nie byłaś gotowa, rozumiem.
W niedziele do mnie dzwonisz ok 16 że jestes w schronisku i chcesz go wziać.
Podaję Ci tel do koleżanki która jest na miejscu, ale nie daje się nic zrobić, bo szpital jest czynny do 16:00.
Potem przez cały tydzień, z tego co policzyłam, 3 osoby się deklarowały na wątku plus ja że pomożemy go zabrać.
2 wolontariuszy poza mną pisało Ci co trzeba zrobić żeby go zabrać i nie były to zbieżne informacje.
Nie wspomnę o moich pw do Ciebie.
Nie rozumiem pretensji wszystkich do wszystkich.
W schronie jest 4 rech czynnych wolontariuszy, z czego tylko jeden przychodzi w tygodniu, reszta w weekendy. Są dni, gdzie nie ma w co rąk włożyć. Robimy co możemy. Bardzo bym chciała, żeby każdy kot szybko znajdował dom, żeby nie było trzeba mieć zgód, pozwoleń itd itd...
ale takie sa realia i tyle...
Never pisze:Ewo bardzo niesprawiedliwie oskarżasz wolontariuszki - ciężko pracują i poświęcają swój prywatny czas, żeby zajmować się kotami w schronisku oraz tymi przebywającymi aktualnie w dt.
lena89 pisze:
Widocznie mam nierealne wyobrażenie o schroniskowych warunkach i procedurach (trochę tylko dziwią mnie wiadomości, jakie dostawałam od wolontariuszek ze schronisk w innych miastach, które pisały cos innego, no ale..)
Miałam juz zakończyć ten temat, ale dla jasności sytuacji, napisze.
Never napisała o tym kociaku, chciała zeby jechać po niego od razu, byłam gotowa pojechać, ale okazało sie, ze schronisko jest czynne tylko do 17. Umówiliśmy sie więc na sobotę. Mówiłam otwarcie, ze nie zdeklaruje sie na 100% zanim go nie zobaczę, nie poznam, nie dowiem sie czegokolwiek na jego temat. Zgodziła sie, prosiła mnie tylko o potwierdzenie, czy na pewno będę. W piątek napisałam jej wiadomość, ze tak. Okazało sie, ze jej nie będzie, ale będziesz Ty. Przyjechałam, zobaczyłam go. Cieżko było cokolwiek stwierdzić po chwili spędzonych w nim w pełnej konspiracji. Powiedziałam, ze nawet technicznie nie jestem przygotowana, zeby go zabrać i chyba potrzebuje chwili, zeby to wszystko przemyśleć. Stwierdziłaś, ze to nie problem zabrać go nawet w jakiś partyzanckich warunkach, ze następnego dnia będzie Never i jeśli sie zdecyduje, to żebym przyjechała jutro. Wracając ze schroniska dzwonilam jeszcze do Never, nie mogła rozmawiać, bo była na jakimś wyjeździe. Napisałam jej wiadomość, nic mi nie odpisala, zadzwoniłam więc następnego dnia przed południem, czy będzie na Paluchu. Powiedziała, ze nie, ale Ty masz być. Kilka razy dopyrywakam sie, czy schronisko jest do 17, bo sama będę jechała spoza Warszawy i mogę dużo wcześniej nie dać rady dojechać. Zapewniała mnie, ze tak. Zmieniłem swoje plany, zeby pojechać po malucha. Na miejscu okazało sie, ze Ciebie tez nie ma, zadzwoniłam, skierowała mnie do koleżanki. Okazało sie, ze szpitalik właśnie zamknięto, bo jest do 16, nikt malucha juz nie moze wyciągnąć, a z panią dyrektor nie ma nawet po co rozmawiać, skoro nie mam nawet transportera. Problemy techniczne okazaly sie jednak nie do przeskoczenia. Wróciłam z kwitkiem. Wróciłam smutna i rozczarowana. Bo sama jak sie umawiam, to staram sie dotrzymać słowa, bo jak cos mówię, to staram sie, zeby nie zostawało to bez pokrycia, bo nie spodziewalam sie aż takiego chaosu i problemu z zabraniem malucha, które było podobno na tamtą chwile najważniejsze. Możecie być innego zdania, ale dla mnie, osoby zupełnie z zewnątrz, takie właśnie zrobiło to wrażenie.
Pózniej tak samo kazdy radził co innego, jak wyciągnąć malucha, kiedy i na jakich warunkach. Legalnie czy nie. W końcu sama napisałaś mi, ze uważasz, ze powinnam to zrobić osobiście. Obserwując to, co sie dzieje tu na wątku i słuchając rad bliskich, wydawało mi sie to najbardziej racjonalnym wyjściem, dopytywałam sie jeszcze o warunki zostania domem tymczasowym, bo mimo iż nie mogłam mieć pewności czy kociak zostanie ze mną na zawsze, to chciałam mu pomoc. Wcześniej chciałam tylko wiedzieć jak, a w tej kwrstii zdania co do tego, co należy robić, były bardzo podzielone. Dostawałem rady, do kogo pisać, kogo prosić o pomoc. Pisałam, prosiłam, ale nie dostałam zadnej odpowiedzi.
Tylko z Tobą i momentami z Never miałam jakikolwiek kontakt na PW. Cały czas padały jednak słowa, ze trzeba skontaktować sie z kimś z pracownikow schroniska, ze to wszystko zależy od ich dobrej woli.. a w tej kwestii spotkałam sie ze ściana. Niemówiąc juz o kilkudziesięciu telefonach, które wykonywalam każdego dnia o rożnych porach. Nigdy nikt go nie odebrał.
To było moje pierwsze zetknięcie ze schroniskiem i kociakowi ram przebywajacymi i z pewnością ostatnie. Nikomu nigdy nie powiem, zeby szukał tam dla siebie kota. Szkoda nerwów. I widzę, ze moja historia nie jest zupełnie odosobniona.
Never pisze:Prosze tylko lena zebyś nie zniechęcała ludzi do adopcji kotów ze schroniska.... Jeszcze raz przypominam wszystkim, że chodziło o kota będącego w szpitalu, leczonego. W przypadku kotów do adopcji wystarczy mieć swój transporter i pojawić się w godzinach adopcyjnych.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 11 gości