Uzupełniam - o portrecik mamy kociąt spod Kościoła na Radogoszczu

O portrecik kociaka z przedszkola przy Chrobrego, dziś złapanego przez p.Łucję i Dulencję, a ciachniętego na koszt Kotyliona (dzięki wielkie) bo w tym przedszkolu pracuje Duszek686. A kociak nie jest dziki - najprawdopodobniej to kociak od pani mieszkającej z synem na parterze bloku przy tzw górce, a pracującej w osiedlowej administracji,. Pani ma dwa koty, pingwinki, kocha je tak bardzo, że nie krzywdzi sterylizacją / kastracją, kociaki też kocha – do pewnego momentu - w ubiegłym roku jesienią Agnieszka kilka takich kotów-pingwinów zgarnęła z osiedla i wyadoptowała, przedtem dorastały w ogródku przy wspomnianym bloku. Jakieś dwa-trzy miesiące na balkonie tego mieszkania bawiły się kociaki - p.Łucja poszła rozmawiać o sterylce, spotkała się z taką agresją, że prawie uciekła i zdecydowanie odmówiła dalszych pertraktacji, i równie zdecydowanie odradziła mi próbę podejścia pod balkon i sfocenia kociąt. No to teraz mamy… O ile pamiętam były trzy albo cztery, ten prawdopodobnie jest pierwszy…

No i stadion / giełda Start, skąd wyświęcono mnie z krzykiem za obcięcie zmiażdżonej łapki pewnej burej kotce. I zatrzymanie tej kotki, bo przecież trzyłapka świetnie da sobie rade na wolności. Był chętny na adopcje kotki dziennikarz, syn jednej z pań ze Startu, ale po jednej rozmowie kontakt się urwał - pan na spotkanie nie przyszedł, i przestał odbierać telefony. Prawie ukradkiem i zdecydowanie wbrew woli tamtejszych pracowników i straganiarzy złapałam tam i wycięłam jeszcze dwie kotki, za ich zgodą zabrałam dwa burasiątka - w czerwcu. Na pewno została nie wycięta co najmniej matka burasiątek i chyba czarny kocur. I dziś do lecznicy trafiły, przywiezione przez młode damy, a złapane przez panię z jednego ze sklepików, dwa podrostki. Czyżby coś drgnęło? W każdym razie mama burasiętek – bura prawie oswojona kotka – nadal chodzi nie ciachnięta, te dwa to mogą być jej dzieci…
Poza tym? Dwa maluszki na Retkini, Bordo ma złapać, i nie wiem, co dalej.
Cztery maluszki z Żarnowcowej - wg pań karmicielek kotki były sterylizowane w ubiegłym roku w Dogu, panie zawoziły na 14tą, o 19tej odbierały w pełni wybudzone. Uszka nie cięte bo to okaleczanie. No i w tym roku trzy a teraz chyba czwarta z tych kotek urodziły. Panie nie pisały o tym przypadku do UMŁ. Ponieważ sama odebrałam z Doga w ub. roku kotkę wysterylizowaną tylko i wyłącznie przez nacięcie ucha, ponadto wiem o kotce, która w jednej z łódzkich lecznic urodziła kociaki, a w książeczce zdrowia miała sterylkę wpisaną przez Doga, niestety nie mogę nie uwierzyć w takie historie. Tylko - ponieważ panie skarżyły mi się na tego „pecha” jakieś dwa miesiące temu, prosiłam je o podanie pisemnej informacji do UMŁ. Informacja nie poszła. Więc - co możemy zrobić? Pożyczyć klatkę łapkę… ale przy takich ”sterylkach” co to da?
A w ogóle to zastanawiam się coraz częściej czy nasza działalność ma sens… Walczyć z wiatrakami? Mieszkać z 20-30 kotami, gros czasu i kasy poświęcać na coś, co czego zobowiązane są jednostki gminne, nieźle finansowane, każdy zakup kosmetyków czy ciucha przeliczać na sterylki, podczas gdy w łódzkim schronisku - dzieje się to, co się dzieje, a to co widać, to raczej czubek góry lodowej, niż realny rozmiar problemu….
Może naprawdę pójść do wizażystki, zrobić sobie nowy biust? Nowy nos?
W sumie prawie jedyny pozytyw tego wszystkiego - to kontakt z naprawdę niezwykłymi ludźmi. Ale czy to na dłuższą metę wystarczy jako rekompensata za sik w prawie każdym kącie?