merlok pisze:Żuk, kochany Żuk... tak bardzo mi go brakuje, że nie wyobrażam sobie jak Wam...
My w tej chwili przechodzimy odwrotny proces. Od początku jego pobytu musialiśmy ustalić porządek dnia by wyrobić się ze wszystkim.W miarę rozpoznawania jego przypadłości (nie choroby bo mały nie był chory) dochodziły nowe obowiązki, ustalenia, kolejności...Dużo tego było. Trzeba było nie raz planować tzw długożukowo.
Teraz musimy na nowo wrócić do starego . Dziwnie to brzmi ale tak jest.Za dużo jest czasu, ciągle oglądam się na zegarek czy już czas, rano łapię się na myślach że jeszcze muszę tabletki przygotować... Kilka ładnych miesięcy kieratu nie wyrzuci się z głowy.
TŻ taki niby twardy facio pokazuje foty małego nam i każdemu kto chce oglądać. W jego komórce nie ma mnie ani Danki zdjątek. Ale jezt Żuk jak był malusi i już taki doroślak. Wspominaliśmy nawet wczoraj jego popisy na stole. Wlazł taki niebieskooki pieścioch na blat i bujał się na talerzu wcześniej go wylizawszy do białości. Potem hycnął jednym skokiem.On poleciał w jedną stronę wprost w ramiona córki a talerz z hukiem rozbił się na podłodze po drugiej stronie. Zastawa rodowa to nie była więc przeżylismy stratę.
Teraz jest czas wspomnień.Okraszony uśmiechem i łzami.
A teraz o Semirku napiszę. Najstrachliwszym z braci.
Ale to już było i nie wróci więcej... Semir wypiękniał.Grecki profil, biała strzałka na prostym nosku i smukła sylwetka z długaśnym ogonkiem. Lęk gdzieś mu się zapodział.Przychodzi na głaskanki i mruczy jak najęty. Jak chce na ręce prosi jęcząc cichutko.Wtula się całym sobą ale zaraz gdzieś leci by nie ominąć ciekawych spraw. Podoba mi się jak idzie do pokoju wlekąc ogon za sobą. Tylko usłyszy
co Semirku? to ogonek jak antenka ustawia się ku niebu . A wdzieczy się a kryguje...Kokiet z niego.