Pewna kocia historia - potrzebny DS lub DT - PIŁA

Koty i kotki do adopcji

Moderatorzy: Estraven, LimLim, Moderatorzy

Post » Czw sie 16, 2012 17:32 Pewna kocia historia - potrzebny DS lub DT - PIŁA

Witamy wszystkich serdecznie :)
Od dawna zaczytuję się w forum. Dodaje mi otuchy. Czas chyba najwyższy się odezwać, w gromadzie na pewno raźniej. A czasem "raźniej" bardzo się przyda...

Całe życie zbierałam, ratowałam, rehabilitowałam i szukałam domów. Zeszłego lata jednak wszystko zmieniło bieg. Pojechałam na wieś odpocząć w czasie lata, spędzić chwilę w starym domku działkowym, z dala od miasta i codziennego zgiełku. Jednak... zamiast odpoczywać, rozpoczęłam walkę z ludzką nieświadomością i znieczulicą. Okazało się bowiem, że sąsiad regularnie "pozbywa się" kociąt, które są masowo "produkowane" przez jego dwie kotki łowne. Wzięłam się więc do pracy. Ostatni miot "zamówiłam", co by mu się nic nie stało, a kotkom załatwiłam sterylki, zawiozłam, przywiozłam, z łap śmierci po zabiegu wyrwałam (efekt Trzcianki). Wyłapałam 3 małe, prawie się palców przy tym pozbyłam. Na szczęście oswajanie osiągnęło piękny rezultat: od karmienia i głaskania w narciarskich rękawicach i przy zasłoniętych kocich oczach do budzenia się w łóżku przy dźwiękach mruczanda, między maluśkimi łapeczkami. Antek, Franek i Lulu mają cudowne domy :)

W międzyczasie, zgłębiając tematy starodawnej wiejskiej mentalności dowiedziałam się, że swego czasu ludzie z miasta podrzucali koty do wioski. Na szczęście z większością sobie "poradzili" - łopatą. Serce stanęło, kiedy tego słuchałam. Ale bić przestało, gdy zobaczyłam ofiarę tego systemu. Wychodząc z kawą na ganek, usłyszałam miau... ale jakie! Włos mi się zjeżył, pobiegłam w stronę płotu. Sąsiadka z wnukami stoi nad czymś i podparta pod boki narzeka, że "to" przypełzło wczoraj i jęczy. Wody nie chce, tylko do szopy próbuje się doczołgać. Ruszyłam biegiem, wpadłam na jej podwórko. Leży w trawie młody kot, płacze na przemian i syczy, czołga się wlekąc za sobą swoją własną nogę. Podchodząc automatycznie do niego, usłyszałam, że lepiej go zostawić, bo nie wiadomo co mi zrobi!!! No myślałam, że będę krzyczeć! Ledwo się rusza, boi się ale resztkami sił prosi o pomoc, i pewnie do gardła mi skoczy jak podejdę! Wzięłam to małe czarne cudo na ręce, przytuliłam delikatnie i odeszłam milcząc, bo słów mi na tą znieczulicę entego stopnia zabrakło. Niosłam go, a on wpatrywał się we mnie tymi maksymalnie rozszerzonymi z bólu źrenicami i na przemian mruczał i płakał. Obdzwoniłam wszystkich, którzy mogli być pomocni, aby ominąć gminę i schronisko. Niestety jak coś się dzieje, to przecież w święto, więc nie udało się. Miasto przysłało kogoś z Trzcianki. Zadzwoniłam do nich szybko, żeby wiedzieli, że kot nie jest mi obojętny, że trafił do nich dlatego, że wymagał natychmiastowej pomocy, ale jak tylko zostanie mu udzielona, to go zabieram. Następnego dnia dowiedziałam się, że kot prawdopodobnie został kopnięty, w okolicy biodrowej utworzył się taki ropień, że wypchnął kość... ile on musiał cierpieć :( Ściągnęli ropę, założyli sączek, miałam poczekać 3 dni. Niestety okazało się, że nie dotrwał - sepsa. Dramat. Potem był Antoś, który został otruty, potem Leon..

A więc i tego lata pojechałam "wypocząć"... Kolejny sąsiad i powtórka - zabieram kociaki, pod warunkiem, że wysterylizuje kotki. Rozmowa przyniosła oczekiwany efekt. No i dostałam kociaki. Zamiast 4, znalazłam w transporterze 9. Dwa mioty. Takie małe, niebieskie oczy... za małe, ale dłużej ich nie chciał trzymać. Była akcja odkarmiania, odrobaczania, oswajania. Rozpadający się domek przeistoczył się w kociarnię. Okna pozamykane, drzwi szczelne, bo na podwórku psy, które zagryzają wszystko, co przekroczy próg. Ciężko było, dużo trzeba było zrobić, żeby kociaki wypielęgnować. A tu się okazuje, że kotka znajomej, która to obiecała ją wysterylizować ma małe :( Ręce mi opadły, kotka przejechana przez samochód, 4 kociaki 2-tygodniowe, a znajoma właśnie wyjeżdża. I tak mój urlop odszedł do lamusa... Niestety, kociąt przyjechało 5. "Bo jeszcze jeden się znalazł, wypadł z szopy". Nie będę opisywać, co się działo, bo nie jestem w stanie przekazać tego klimatu. Zamieszkałam na działce. Przestałam robić cokolwiek innego, w końcu spać, nazywać się... Walczyłam o jakąkolwiek pomoc. Mało jej było. Znajomy puścił informacje w miasto. Znajoma przywiozła trochę karmy. Ale nie powiem, że nigdzie nie byłam, zawiozłam Czarną do Poznania, Inkę do Stobna, Johnyego do Bydgoszczy, niemowlaki do Gniezna...

Mija trzeci miesiąc. Zostały mi 3 kociaki i niecałe 2 tygodnie. Potem wracam do miasta, a domek zostaje zamknięty na kolejny rok. Jestem na forum, ponieważ tracę już nadzieję, chociażby na DT dla moich małych dzieciaków. Wychowałam, ukochałam, złamię się jak patyk jeśli będę musiała oddać je do tego schorowanego schronu w Trzciance (jedyna kociarnia w okolicy). Nie mam już pomysłów, są w necie, w mieście, nawet w gazecie. Adopcje się zatrzymały. Czy może macie miejsce na kociaka?
Ostatnio edytowano Czw sie 16, 2012 18:30 przez Nana&Bastet, łącznie edytowano 1 raz

Nana&Bastet

Avatar użytkownika
 
Posty: 112
Od: Pon sie 06, 2012 16:34
Lokalizacja: wielkopolska

Post » Czw sie 16, 2012 18:21 Re: Pewna kocia historia :(

Wyślij mi zdjęcia, choć tyle pomogę, że wrzucę :(
adres mejlowy na pw
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Pt sie 17, 2012 5:12 Re: Pewna kocia historia - potrzebny DS lub DT - PIŁA

Wstawiam zdjęcia na prośbę autorki wątku:
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Nie sie 19, 2012 19:31 Re: Pewna kocia historia - potrzebny DS lub DT - PIŁA

Nie moge pomóc, niestety, sama na wsi pomagam jak mogę ......

malagos

Avatar użytkownika
 
Posty: 1590
Od: Pon wrz 05, 2005 20:54
Lokalizacja: okolice Makowa Maz.

Post » Pon sie 20, 2012 13:17 Re: Pewna kocia historia - potrzebny DS lub DT - PIŁA

Domyślam się, że większość z nas ma już swoją kocią misję :( Ciężko jest... dziękuję Ci jednak malagos za samo zainteresowanie :kotek:

Nana&Bastet

Avatar użytkownika
 
Posty: 112
Od: Pon sie 06, 2012 16:34
Lokalizacja: wielkopolska

Post » Pon sie 20, 2012 19:39 Re: Pewna kocia historia - potrzebny DS lub DT - PIŁA

Podniosę chociaż.
Skąd jesteś? Może w Twojej miejscowości (nie tej wakacyjnej) są jakieś fundacje, które mogłabyś poprosić o pomoc?
Po wakacjach powinno być troche lepiej z adopcjami :ok:

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39524
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Pon sie 20, 2012 21:19 Re: Pewna kocia historia - potrzebny DS lub DT - PIŁA

:ok:

KOTY Z NARNII

 
Posty: 640
Od: Sob lut 06, 2010 20:34

Post » Śro sie 22, 2012 13:48 Re: Pewna kocia historia - potrzebny DS lub DT - PIŁA

No niestety w czasie lata przebywam w miejscowości,w której nie ma fundacji, w Pile. Miasto ponad 80tys mieszkańców, niby działa TOZ, ale w bardzo okrojonej wersji. Rozdają skierowania na sterylki, udostępniają informacje o zwierzętach potrzebujących domu, ale szersza organizacja leży. Mały pokój gdzieś w kącie miasta, o którym większość nie wie. Panie lubią spokój, wiedzą najwięcej i ewentualnie pożyczą klatkę łapkę. Wolontariusze nie znajdują tam zrozumienia i tak sobie ta sytuacja trwa z roku na rok, każdy sobie. Smutne. Koty w potrzebie wywożone są do Trzcianki do schronu, gdzie często kończy się ich droga, historie mruczkowi z ropniakiem podobne :cry:

Tymczasem moje dzieciaki rosną jak na odżywkach dla kulturystów, są coraz bardziej mruczące, błyszczące i elokwentne. Kiki wielka dama robiła się coraz bardziej paniusiowata, jednak po powrocie z DS po 1 dniu (powód: kot skacze), zaczęła nie tylko zauważać człowieka, ale i go kochać, mocno kochać.

Obrazek
Obrazek

Gizmo to prawdziwy chłop, wielki, garniturowy, choć jak dostanie piłeczkę, biega z nią i pomiaukuje jak wyrostek (jak każdy facet :lol: ). Oto odpowiedź Gizma na pytanie: kto chce do nowego domu? Ja!!!!!

Obrazek

A Czacza... w niej to jestem zakochana. Kiedyś mówiłam na nią Dzik, bo z kilku metrów syczała i wbijała się w kąt jak podchodziłam. A teraz.. ach, czasami się zastanawiam jak to możliwe, że w takim małym futrzaku jest tyle miłości, tyle inteligencji. Niby zwykły burek, a taki niezwykły, natura to wie, jak ukryć prawdziwy skarb.

Obrazek

Czacza nie bawi się zwisającym z sufitu sznurkiem, dopóki nie wejdzie po schodach i nie odkryje łapką źródła owego dziwoląga. Nie pobawi się misiem, dopóki młodsze dzieci się nie wybawią, nie je, dopóki one się nie najedzą. Przekopuje po nich żwirek, myje kiedy trzeba. Codziennie o stałej porze rozmarzona przygląda się wędrówkom gęsi, jako jedyna nie ma nic przeciwko wielgachnej mordzie kaukaza stojącego tuż za oknem 8) Obserwuje czynności swojego człowieka i próbuje pac pac coś łapa, bo może i jej uda się np. umyć naczynia. Kocha słońce i spacery po trawie. Czasem ją zabieram, skacze mi w tych szelkach jak zajec, normalnie śmiechu po pachy. Gdybym mogła, nie oddałabym jej. Nikomu. Ostatnio patrzę na nią i nie wierzę, że kiedyś się rozstaniemy. Ale musimy i to już niedługo. Zostało naszej kociej rodzinie 8 dni :cry:

Dziękuje Dziewczyny za podnosiny :wink:
Ostatnio edytowano Nie gru 09, 2012 22:08 przez Nana&Bastet, łącznie edytowano 1 raz

Nana&Bastet

Avatar użytkownika
 
Posty: 112
Od: Pon sie 06, 2012 16:34
Lokalizacja: wielkopolska

Post » Śro sie 22, 2012 18:58 Re: Pewna kocia historia - potrzebny DS lub DT - PIŁA

Nie widać zdjęć :(

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39524
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Pt sie 24, 2012 14:32 Re: Pewna kocia historia - potrzebny DS lub DT - PIŁA

Dziś wieczorkiem do Gizma przyjeżdżają potencjalni rodzice :) Mam nadzieję, że ulewa im nie przeszkodzi... Zostaje jeszcze Kiki i Czacza, odświeżam cały czas ich ogłoszenia, może coś jeszcze się wydarzy :roll:

Oto Kiki po odbiorze z DS, który przestraszył się skakania:

Obrazek

A oto Kiki wypoczęta:

Obrazek
Ostatnio edytowano Nie gru 09, 2012 22:26 przez Nana&Bastet, łącznie edytowano 1 raz

Nana&Bastet

Avatar użytkownika
 
Posty: 112
Od: Pon sie 06, 2012 16:34
Lokalizacja: wielkopolska

Post » Pt sie 24, 2012 14:52 Re: Pewna kocia historia - potrzebny DS lub DT - PIŁA

Trzymam kciuki za pomyślny przebieg wizyty adopcyjnej :ok:
Fajna ta fotka, ze zgłaszaniem się do domku :lol:

I za domy dla pozostałych kociaków takoż kciuki. :ok:

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39524
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Pt sie 24, 2012 19:29 Re: Pewna kocia historia - potrzebny DS lub DT - PIŁA

Podnoszę
Oto jeden z kotów wystraszony wielką liczbą cisnacych się do klatki widzów, wyrwał się z niej i skoczył na otwarte okno. Rozszalałe zwierzę udało się jednak niebawem ułaskawić i sprowadzić z powrotem do klatki, zanim pomyślało o dalszej ucieczce. (z wystawy kotów - Bruksela styczeń 1894 r.)

tomek_k

 
Posty: 427
Od: Wto wrz 27, 2011 15:38
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob sie 25, 2012 8:52 Re: Pewna kocia historia - potrzebny DS lub DT - PIŁA

dziękuję za Waszą obecność :)

Wczorajsza wizyta od początku była pełna niespodzianek. Najpierw nasi goście zabłądzili, bo się sami o wcześniejszej niż umówiona godzinie wybrali na poszukiwania ukrytej za lasem wioski. Potem nasz przygarnięty kaukaz za chiny nie chciał ich wpuścić na podwórko - miał zły dzień. Stali tak pod płotem gdy lunął deszcz. :roll: A kiedy wreszcie dotarłam do nich i weszliśmy do domu, okazało się, że nie ma tam żadnych czarno-białych kotków. Wszystkie były siwe! No że Czacza taka to nikogo nie dziwi, ale Gizmo i Kiki? Poznikały piękne wykąpane garnitury, a zamiast nich pojawiły się jakieś kombinezony robocze :lol: Po dokładnych oględzinach domu odkryliśmy, że nasze bystre dzieciaki dostały się do starannie przez nas zablokowanego kominka! Na szczęście nasi goście mieli duże poczucie humoru i bez problemu przystąpili do zapoznawania się z kocim przedszkolem. Gizmo kręcił się pod nogami, czarował i śpiewał jak mały świerszczyk. Cieszył się chyba, że pojedzie do nowego domku. No i wyjechali z kotkiem. Ale o dziwo, z córeczką. Bo i Kiki kręciła te magiczne ósemki, mruczała przy każdym dotyku i zaczepnie patrzyła w oczy. Pobawiła się piłeczką, skorzystała z kuwety, zjadła kilka groszków, a wszystko to na ich oczach. W ostatnim czasie nie widziałam większej autoreklamy :lol:

Została więc dwójka: Gizmo i Czacza. Mrucząc mantrujemy dalej, o kolejne domki :wink:

Nana&Bastet

Avatar użytkownika
 
Posty: 112
Od: Pon sie 06, 2012 16:34
Lokalizacja: wielkopolska

Post » Pt wrz 14, 2012 14:27 Re: Pewna kocia historia - potrzebny DS lub DT - PIŁA

Nana&Bastet- podziwiam Cię, jesteś aniołem dla tych kociaków :1luvu:
Gizmo i Czacza już w domach czy nadal czekają?
Obrazek

Kasia89

Avatar użytkownika
 
Posty: 2367
Od: Nie kwi 22, 2007 14:14
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza

Post » Pon gru 03, 2012 11:13 Re: Pewna kocia historia - potrzebny DS lub DT - PIŁA

Ojej, przepraszam! Ale mnie wycięło!

Gizmo pojechał do cudownego domu, do starszej koleżanki. Przyjechała po niego cała wielka rodzina, miał nawet uszykowane miejsce w samochodzie :) Ależ się ucieszyłam... Do końca nie chcieli znać maści kotka (prawie jak z płcią dziecka ;)) i kiedy wreszcie go ujrzeli, aż podskoczyli wszyscy ze śmiechu! Okazało się, że jest jak bliźniak kotki, którą mają! Wieści z nowego domku bdb, koty razem szaleją, mały nauczył się już polować i wybiera się na długie wędrówki ze swoją mentorką.

Tymczasem Czacza była ze mną najdłużej. Nie miałam nic przeciwko, bo ukochałam ją sobie na zabój. No ale dla jej dobra, potrzebny był DS. Zadzwoniła kobita, umówiłyśmy się na spotkanie przedadopcyjne. Było miło, jej dwa kotki ugościły mnie z kocią ciekawością, rozmawiałyśmy o pasji do kotów, śmiałyśmy się z doświadczeń. Warunki odpowiednie, jak najbardziej, widać, że kobita po uszy w kotach, no ale trochę zdziwił mnie pomysł przygarnięcia trzeciego kociaka... Po wielu pytaniach okazało się, że ona podpisze umowę i będzie się ze mną kontaktować, ale kotka zamieszka u jej mamy. Zdziwiona poinformowałam ją, że w takim razie chciałabym się spotkać z jej mamą, to ona powinna podpisać umowę adopcyjną i mieć ze mną kontakt. Odbyło się kilka telefonów, negocjacje, czy wizyta taka w ogóle jest konieczna i umówiłam się z docelowym ds. Był poniedziałek. Podwiozłam moją gosposię z Czaczą do jej mamy i pojechałam. Nie byłam jednak pewna całej tej sytuacji. Pierwszy raz oddałam kota w ciemno, co prawda na chwilę, ale ten tydzień wydawał mi się wiecznością! Do nowego ds Czaczy zawitałam w niedzielę. Już na wejściu odrzucił mnie zapach brudu i biedy, w małym pokoiku, wyposażonym jedynie w dwa internatowe łóżka oraz biurko bez szuflad i drzwiczek od szafki gnieździło się trzech nastoletnich chłopców, w ogóle nie zainteresowanych moją obecnością. W ciemnym korytarzu gnijąca podłoga, drzwi do jakiegoś pokoju bez szyby, załatane kartonem, pod innymi drzwiami poupychana szmata. Bezzębna acz miła kobieta tłumaczy mi, że tam jest chomik. na końcu kilkumetrowego korytarza pod ścianą kuweta kota, a właściwie tacka do malowania, brudna od farby, z piachem. Obok miseczka z... wodą? Właściwie z błotem, domyślam się, że ten piach to z kuwety. W końcu otworzyły się przede mną drzwi do pokoiku na końcu korytarza, wnet buchnęło mi w twarz gorące powietrze, tak gorące, że automatycznie rozebrałam się w wejściu. I wtedy zobaczyłam małą szmatkę na fotelu. Wszystkie procesy życiowe stanęły w moim organizmie, normalnie jakby czas się zatrzymał. Chciało mi się wyć. Podbiegłam do Czaczy, mówię do niej, a ona nic. Krzyknęłam do tej kobiety, że ma natychmiast otworzyć okno, bo tu się ugotować można, a ona na to, że grzejnik się popsuł i grzeje non stop (było jeszcze lato...). Okno zamknięte, bo ostatni kot roztrzaskał się wypadając z 8 piętra. Ach... Podniosłam Czaczę, rozlewała mi się w rękach. To żywe srebro, kontaktowe, wszedobylskie i szybsze niż światło, ledwo na mnie spojrzało. Mówiłam do niej, głaskałam, potrząsnęłam lekko i podstawiłam pod okno. Posmarowałam jej wodą pyszczek, uszy, łapki i stanęła na nogi. Jak stanęła, tak już ode mnie nie odeszła. Zaczęła się łasić, chodzić po mnie, ach... a ja milczałam. Popełniłam ogromny błąd, miałam do siebie żal, że kot męczył się tak tydzień. I to kot, w którego włożyłam najwięcej pracy, serca, oswajany z dzikości, przekonywany do ludzi. Ach... Porozmawiałam z kobietą, po chwili okazało się, że ona właściwie to nie ma pieniędzy ani na jedzenie dla kota, ani na żwir, nie było też żadnej zabawki, przyznała się, że sama ledwo wiąże koniec z końcem. Umowy bała się jak ognia, bo przecież nie była w stanie się z niej wywiązać. Prosiła, żebym nie zabierała jej kotka, bo młodsza córka tak go kocha. Wytłumaczyłam jej spokojnie, że na zwierzę trzeba mieć warunki. Sytuację podsumowała chwila, w której podniosłam transporter, a kot już w nim był. Żal mi było kobiety, zostawiłam jej trochę pieniędzy pod pretekstem oddania za utrzymanie kota przez ten tydzień. No ale Czaczę zabrałam. W samochodzie ją przytuliłam i się rozryczałam. Jej, jaka głupia byłam...

Teraz Czacza ma wspaniały dom. Ogromny, z podwórkiem, z małym domkiem dla kotów, z pieskiem, który jej pilnuje, z zającem, który kocha zabawę z kotem. Kiedy podwórko nie wystarcza, chodzi na łowy do pobliskiego lasu, w którym płynie fascynująca Czaczę rzeczka. Ma kochających ją ludzi, dojrzałych i odpowiedzialnych, ma dobre jedzonko, ma zabawki, ma drugiego starszego kotka przewodnika, a ja mam cenną lekcję...

Oto ona na nowych włościach :)

ObrazekObrazekObrazek

Wszystkie kotki w dobrych domach. Kontaktujemy się i mogę być spokojna :)

No. A teraz jest u mnie Lili :) Ach Lili... Nieznane mi dziecko zadzwoniło do mnie i powiedziało, że jest mały dziki kotek u niej pod balkonem od 4 dni i że go karmi ale coś z nim nie tak. Pojechałam, nie znaleźliśmy go. Ale następnego dnia zadzwoniła, że złapała go z mamą. Kiedy weszłam do łazienki, siedziała kulka w kartonie. Z daleka świszczał koci katar, skakały pchły, a białe futerko umazane było całe we krwi. Wzięłam to wątpliwe wówczas cudo w transport i do domu. Było późno, w naszym małym mieście nie ma niestety czegoś takiego jak pogotowie dla zwierząt, wiedziałam, że jak zadzwonię na straż, kot trafi do schronu i tam umrze, nie biorę takiej opcji więc pod uwagę. Po konsultacji telefonicznej z wetem, umówiłam się z nim na rano, a kocurkę pod prysznic. Jej jak mnie sparaliżowało gdy zobaczyłam ten strumień krwi z niej ściekający, nie było nic widać na pierwszy rzut oka. Pchły energicznie skakały po niej i po mnie, a ja szukałam rany. No i znalazłam. Cała rozcięta paszka, wyrwany kawał nogi... No to suszenie i znowu tel do weta, dokładny opis co i jak i telefoniczna diagnoza. Czekamy do rana, bo już nie krwawi. Z dzikości kota oczywiście nic nie zostało, chyba wiedział, że robię mu za pogotowie :)

To Lilunia kiedy do mnie trafiła:
ObrazekObrazek

Kotka miała 6 tygodni i niedorozwój spowodowany brakiem pożywienia przez długi czas. Do tego była struta, bo kobity ją nakarmiły kiełbasą i napoiły mlekiem i było masowanie brzucha, zaparcia, bóle. Do tego jeszcze koci katar, niezwykłe zarobaczenie, świerzb uszny, no i ta łapencja... Szyć nie było można, bo mięsień wyrwany, więc smarowanie, czyszczenie, specjalne plasterki. Woziłam ją z moim codziennie do weta na antybiotyki, czyściliśmy uszka, zmienialiśmy opatrunki wytrwale, leczenie było długie, cuda wianki się działy. Dużo miłości dostała, buziaków chyba tonę / 24h, dobre jedzonko. No i mamy Lili :) Ach Lili :) Istny szałaput. Noga cała i zdrowa, cudem! Zarosła dzikim mięsem ale jest! Teraz pióra rosną ;) Kocha jeść i bawić się, ot i cała charakterystyka Lili. Trochę jeszcze czasem nieśmiała, dlatego chwilę jej damy zanim do adopcji wystawimy. Dużo wycierpiała. Maleństwo. Tak się cieszę z tej nóżki :)

No ale fotek to ona jeszcze nie lubi:
Obrazek
Ostatnio edytowano Nie gru 09, 2012 22:38 przez Nana&Bastet, łącznie edytowano 1 raz

Nana&Bastet

Avatar użytkownika
 
Posty: 112
Od: Pon sie 06, 2012 16:34
Lokalizacja: wielkopolska

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: ewar i 11 gości