Cały dom wysprzatałam.
Plewiłam na kolanach alejkę.
Ze dwadzieścia razy chodzilam do kojca, bo ciągle mi się wydawalo, że jakis tam jeszcze chwast rośnie.
Że budka krzywo stoi.
Wyciągalam po kolei wszystkie miseczki, i dumałam, która będzie odpowiednia...wyszło mi, że żadna, musze nowe kupić

Trzy razy zmieniałam posłanie...bo może tamto lepsze...
Jeszcze raz z Grzesiem obeszłam dookoła ogrodzenie, dla pewności.
I cały czas myślę, czego jeszcze nie zrobiłam

Aaaa, tak dla jasności...żadne moje zwierzę nie mieszka poza domem...i Ringo tez oczywiście nie bedzie.
Ten kojec to na kilka dni tylko, żeby Michaśkę przyzwyczaić...ale myślę, że to kwestia dwóch, trzech dni
