Nie zaglądam i nie piszę, sorry.Muszę się bardzo pilnować żeby mi serce nie zadrżało na widok jakiej kolejnej biedy, bo na to nas nie stać.
Dużo się dzieje ale nie wesoło.
Pink się czuje bardzo źle i okropnie wygląda, walczymy o niego. Ma fatalną morfologię z powodu imunoagresji, czy czegoś takiego.
Kreskę wczoraj pochowaliśmy

Spotkał ją los wychodzącego kota, czyli zagryzł ją jakiś pies.
Fred ma ropiejącą ranę na grzbiecie ale chyba raczej od zranienia się czymś ostrym, niż od kła. Daję mu zastrzyki z linkospectinu i dzięki temu się goi i nawet apetyt wrócił grubasowi.
Puchatkowy tyłeczek znów dał znać o sobie. Dostał steryd a od połowy tygodnia wrócimy do sterydu w domu. Boję się o niego.
Zuzkę powinnam skontrolować ale z kasą krótko a i tak w razie czego nie zwiększę jej dawki minirinu bo mnie nie stać.
Żaba przewraca się o własne łapy. Tylko patrzeć jak wysiądzie jej zdrowa tylna łapa. Nie wiem co wtedy zrobimy. Na razie jest problem jak w czasie burzy Żabiszon wlezie po schodach na górę bo potem przez to sztywne kolano nie może zejść i kończy się na taszczeniu pod pachą w dół 30-kilowego psa.
Przydało by się skontrolować jej krew żeby sprawdzić, czy wątroba się już zregenerowała po tym zatruciu w zimie i może już nie muszę jej faszerować esselivem.
Reszta się trzyma, odpukać.